Won.

I tyle w temacie.

Jonathan Everett
Jonathan Everett

Pustynia Shkretëtirë - Page 6 Empty Re: Pustynia Shkretëtirë

Wto Kwi 26, 2022 9:48 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Przekrzywił nieco głowę na bok.
Cóż, nie wygląda na to, żeby ci to przeszkadzało, więc chyba nie ma w tym nic złego. Gorzej, gdybyś chciał zmienić swoją aparycję i nie potrafił. Chociaż z drugiej strony to znaczy, że jeśli któregoś dnia wybijemy pół Lynne, to od razu nas wkopiesz — niedobrze. Nawet jeśli zaraz się roześmiał, sugerując, że żartował, rzeczywiście była to dość uciążliwa kwestia. Jakby patrzeć, nie wykluczał podobnego scenariusza. Wyglądało więc na to, że skoro Shane nie potrafił kontrolować swojego ciała i mocy w tak podstawowych kwestiach, w podobnym przypadku będzie musiał sprawić, że całe miasto zniknie z powierzchni ziemi. Nie, żeby był to jakiś problem. Chociaż podejrzewał, że Kassir nie będzie zbytnio zadowolony z jego rozwiązań.
Obecnie myślę o tym czy mamy już czas, gdy pereny zajmują się młodymi czy jesteśmy dopiero po okresie godowym. W tym pierwszym przypadku będą dużo bardziej agresywne, poza tym nieszczególnie widzi mi się osierocenie małych bestii, gdy mogę tego uniknąć — odpowiedział, wyraźnie się zastanawiając nad poruszoną przez siebie kwestią. Dopiero po dłuższej chwili spojrzał na Shane’a z cwanym uśmiechem – tak bardzo chciałbyś, żebym o tym myślał? Zawsze możesz sprawić, że zacznę.
Zahaczył zębami o skórę na boku jego szyi, nie posuwając się jednak do niczego więcej.  Pokiwał głową w odpowiedzi na jego pytanie, machając ogonem na boki, nim zarzucił go sobie na kolana, przesuwając palcami po miękkim futrze.
Och, bo nie próbowałem być bierny. Wątpię, żebym potrafił odpuścić, mam dominację we krwi. Poza tym zaliczam się do niedoświadczonych Woloxów, pamiętaj, że jesteś moim pierwszym partneremi ostatnim. Co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości.
”Wątpię, by powrót do stanu sprzed twojego okresu godowego byłby realny.”
Przyglądał się z ciekawością jego reakcjom, przesuwając powoli palcem za jego uchem, zaraz całując je krótko z zaczepnym uśmiechem.
Ach tak? — ciągłe prowokacje, jakim go poddawał, wyraźnie nie wychodziły poza niepisaną granicę. Nie pobudzał go zbyt mocno, a jednocześnie nie zostawiał całkowicie w spokoju. Zupełnie jakby chciał zaszczepić w jego umyśle poczucie, że może sięgnąć po to czego chce w każdej chwili.
Ale musiał zrobić to sam.
Jego uszy poruszyły się kilkakrotnie na głowie, gdy całe jego ciało przeszły łagodne ciarki. Jego szczęście było powiązane z nim? To zdecydowanie mu schlebiało. I było dokładnie tym, co chciał osiągnąć.
Hm. Myślę, że nazywanie tego związkiem to spore niedopowiedzenie. Wasze związki są zawierane i zrywane. Rozchodzicie się, gdy znudzicie się drugą osobą, bądź powstanie między wami nieporozumienie, którego nie potraficie rozwiązać. W naszym przypadku to tak nie działa. Kiedy już zawieramy z kimś Sken, nie ma odwrotu dla żadnej ze stron. Ale nadal nie jestem pewien czy jesteś gotów na całą tę wiedzę — przyglądał mu się uważnie, wyraźnie go oceniając. Nie chodziło o to, że mu nie ufał. Raczej o to, że nie wiedział, jak zareaguje, gdy zrozumie jak bardzo zero-jedynkowe było Sken. I jak mocno ocierało się o śmierć.
Shane Kassir
Shane Kassir

Pustynia Shkretëtirë - Page 6 Empty Re: Pustynia Shkretëtirë

Sro Kwi 27, 2022 6:17 pm
- W zależności od potrzeby? - przechylił lekko głowę, pozwalając, by włosy popadły mu na bok ramienia. - Ale nie zmienię się siłowo. Ani względem masy, ani względem wyglądu twarzy, etc - pokazał otwartą dłonią na swoją twarz. - Na siłę mógłbym spróbować chociaż na chwilę powstrzymywać moc, ale w większym stopniu to szkodzi niż pomaga - westchnął. - Pamiętasz, jak źle skończyło się to przy kolczykach? - próba przebicia mu uszu na tyle, by dało się wykorzystać ten typ biżuterii okazała się być zbyt duża w poziomie trudności. Zwłaszcza, gdy moc regeneracji wybitnie dawała po sobie znać, że nie akceptowała żadnego obcego przedmiotu w ciele Shane'a, niszcząc przy tym jeden z wyrobów.
- Oh. Dziwne żarty się ciebie trzymają - podsumował jego śmiech lekkim uśmiechem. - Na szczęście to nie będzie większym problemem. Zmasakrowanie połowy miasta nie znajduje się na liście moich rzeczy, które chciałbym zrobić - nie wyobrażał sobie nawet tego, by próbować się tego podjąć. Pomijając pakt panujący w mieście, to było jednak miejsce, w którym wychował się. Kochał tamto miejsce. Mieszkańcy byli dla niego osobami mającymi znaczenie w jego życiu. Nawet jeśli nie była to rodzina czy ukochani, to jednak wpływali częściowo na to, kim był teraz. Dlatego też wieści o zaginięciach były dla niego nierzadko smutne.
- Powinien być jeszcze okres godowy - mruknął w odpowiedzi. - Na potomstwo mają z minimum tydzień jeszcze. Chyba, że trafimy na jakieś wczesne przypadki.
Posłał mu za to podejrzliwe spojrzenie po jego uśmiechu.
- A co z twoimi słowami o nic nie robieniu? - odbił paletkę w jego stronę. - Jeśli sprawię, że zaczniesz, to nici z postanowienia. Tego chcesz? - Kassir... Kassir nie umiał zaprzeczyć w tym momencie, ale mimo to, nie przyznał się na głos, wzdychając jedynie.
- Zdążyłem zauważyć i poczuć. I nie wiem, nie wiem, zbyt dobrze ci szło jak na fakt, że jestem twoim pierwszym - zauważył, poruszając się lekko, by poprawić swoją pozycję. - I to, że masz dominację we krwi, nie znaczy, że wiecznie ci na to pozwolę - wytknął.
On... chyba serio lubi patrzeć na to, jak zareaguję.
- Ah tak - odparł na jego słowa, delikatnie odwracając się w jego stronę. Jest zbyt cwany. Fakt, że minęły dwa miesiące i jego zachowanie wróciło do normy podsyconej kontrolą, powodował, że Shane stawał się ofiarą w jego grach. Nie mógł mu nic zarzucić - robił to na tyle perfekcyjnie, że nie przekraczał granicy, zarazem prowokując przy tym Kassira, którego cierpliwość powoli zbliżała się do zakończenia. Kontrolowana mimika twarzy zasłaniała skutecznie chaos w jego wnętrzu. Mógł zdyscyplinować swój umysł, ale potrzeby ciała były czymś nieco innym. I ze zgrozą mógł sobie jedynie uświadomić, że ich intensywne zabawy zostawiły na nim rysę, wzbudzając potrzeby, które powinien kontrolować. Zwłaszcza w takich sytuacjach jak jak teraz. Ale ostatnie dni były na tyle zajęte, że nie mógł pozwolić sobie na rozluźnienie. Tylko z tego wszystkiego za to zaczynał odczuwać, jak rozstrajał się jego nastrój.
Czy on czknął?
Zmarszczył nieznacznie brwi. Szen? Nie, tam był dziwny akcent. Szken? Ken? - nachylił się nad nim, składając mu pocałunek na nosie. Cokolwiek nie wypowiedział, mógł przecież powtórzy, nie?
- Nie dowiesz się, póki nie spróbujesz. Jeśli chcesz pogłębić nasz związek toteż - wyprostował się ponownie, powracając do drapania go po włosach i pilnowania jednocześnie trasy. - Sam nie bardzo wierzę w przeznaczenie, ale są osoby, które tak mają. I z tego powodu podobno powstają rozłąki - by znaleźć tą jedną osobę dla siebie. Sądząc po twoich poprzednich słowach, chodziło coś między... em... Połączeniem więzią? Że działa jak kompas - niełatwo było przypomnieć sobie tamtą rozmowę, gdy przypominał sobie wraz z nią to, co działo się w samej wannie. - Ja wiem, że między ludźmi i Woloxami jest różnica niemała, ale jeśli sam nie podejmiesz się tego, to skąd będziesz wiedzieć, że warto nawiązać... nie powtórzę tego słowa, to chyba nie jest w powszechnym języku?
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Pustynia Shkretëtirë - Page 6 Empty Re: Pustynia Shkretëtirë

Sro Kwi 27, 2022 10:20 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Wygląda na to, że jestem pod tym względem bardziej elastyczny niż ty, no i nie muszę brać żadnych eliksirów — zażartował, zaraz opierając się znowu wygodnie o jego ramię – wystarczy, że wrócę do oryginalnego wyglądu, by zapewnić sobie pełną anonimowość. Chociaż praktycznie tego nie robimy. Przykuwamy za dużo uwagi.
Nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy wcześniej o tym nie wspominał. Jakby nie patrzeć, o wielu rzeczach po prostu zapominał, dopóki nie zostały w taki czy inny sposób poruszone.
Mhm. Na szczęście nadal są te śmieszne atrapy, do których nie trzeba przebijać ciała, bo mają te... klepsy — powiedział, zwinnie omijając kwestię zmasakrowania połowy miasta. Nie było to dla niego tak odległym i niewykonalnym planem jak dla Shane'a. Z dość oczywistych powodów.
To, że ja nic nie robię, nie znaczy, że ty nie możesz niczego robić. W końcu ostatnim razem dość dobitnie mówiłeś mi o swoich planach względem mnie. Poza tym — odgarnął włosy z jego ramienia, całując go krótko w bok szyi. Nie odzywał się przez dłuższą chwilę, skupiając na delikatnych, łaskoczących pocałunkach, nim odsunął się w tył, puszczając mu oko – dominacja i pozwolenie nie do końca i nie zawsze idą ze sobą w parze.
Nawet jeśli ostatecznie zgoda Shane'a była dla niego ważna, ciemnowłosy miał tendencje do poddawania się swojej przyzwoitości, która niewiele miała do czynienia z faktycznymi pragnieniami.
Skoro jednak na ten moment nie masz żadnych planów — przesunął dłoń na wewnętrzną część jego uda i znowu go pocałował, tym razem przygryzając nieznacznie jego dolną wargę – to może zaraz wrócę do biegania.
Klepnął jego nogę z wyraźnym rozbawieniem i przeciągnął się, zaraz układając na nowo na jego udach z wyraźnym zadowoleniem. Które zresztą poruszający się na boki ogon zdradzał dość dobitnie.
"Nie dowiesz się, póki nie spróbujesz. Jeśli chcesz pogłębić nasz związek toteż."
Kiedyś. Na pewno nie teraz, zwłaszcza że nie wierzysz — stwierdził, wtulając się w jego dłoń, przymykając oczy z rozkoszą. Drapanie zdecydowanie było jedną z jego ulubionych czynności. Mógłby tak spędzić cały dzień.
Sken jest ostateczne. I bardzo zawiłe — zastanowił się przez chwilę, wyraźnie nie wiedząc od czego powinien zacząć – musi być zawarte za zgodą obu stron. I nie może być żadnych tajemnic. Inaczej obie strony bardzo cierpią, bo nie da się go zerwać. Jedynym sposobem na pozbycie się Sken jest zabicie jednego z partnerów. Ale to bardzo głęboka więź, bez niej życie traci jakikolwiek sens. Gdy wiązaliśmy się z ludźmi, większość z nich po śmierci Woloxa popełniała samobójstwa. Byli tacy, którzy postanawiali dalej żyć, ale...
Zamilkł, nie wiedząc jak ich opisać. Poruszał przez chwilę ustami, mamrocząc coś do siebie.
Tracili... emocje. Emocje? Jak skorupy — ściągnął brwi, wyraźnie niezadowolony z braku odpowiednich słów w swojej głowie. Mieli na to własne określenie, ale wiedział, że Kassir go nie zrozumie – my... zawsze. Jesteśmy przy swoich partnerach do końca i opłakujemy ich. Nie jemy, nie śpimy, aż w końcu umieramy. Bez nich i tak jesteśmy martwi.
Znowu przestał myśleć, wpatrując się z zamyśleniem w horyzont.
Shane Kassir
Shane Kassir

Pustynia Shkretëtirë - Page 6 Empty Re: Pustynia Shkretëtirë

Czw Kwi 28, 2022 10:49 am
- Oryginalny wygląd? - powtórzył za nim. - Pierwsze słyszę - dźgnął go palcem w policzek. - Co to za kolejne tajemnice masz przede mną? - w jego głos wkradła się żartobliwa nuta przesycona zaciekawieniem. - Przynajmniej rozumiem, czemu nie chodzisz w niej na co dzień, ale czemu dowiaduję się o tym tak losowo? Też chcę zobaczyć - zarobił kolejne dźgnięcie, gdy Kassir nieco naburmuszył się. - I nietrudno być bardziej elastycznym niż ja, patrząc pod względem mojej mocy. Wszystko ma swoje plusy i minusy, Jace. Po prostu - wzruszył ramionami jako podsumowanie. Nie przeszkadzało mu to, zwłaszcza, że było mu daleko do planów, gdzie miałby kogokolwiek chcieć zabić. A co dopiero połowę miasta. Po co tak zasadniczo?
- Klipsy. I... Na te "śmieszne atrapy" nierzadko wydajesz niemało pieniędzy - wytknął mu w odpowiedzi. - Nie wiem dlaczego w ogóle głowić się na zamówienia indywidualne. To wcale nie jest tak, że koniecznie potrzebuję to nosić - ostrożnie dotknął swojego ucha, gdzie znajdowała się jedna ze wspomnianych ozdób. Wiszący kolczyk był zdecydowanie piękny, ale nie raz musiał uważać z nim, by nie zatracić go w momencie wędrówek lub samej walki. - I nawet nie sugeruj magicznego odpowiednika. Jest to za drogie, a w dodatku nie będziesz mieć pewności, czy nie jest nasączone czymś podejrzanym - wytknął mu od razu, chcąc uprzedzić fakty odnoszące się do kupowania błyskotek. Już wiele ozdób do włosów dzięki temu posiadał tak pięknych, że wiele kobiet mogło mu zazdrościć tej kolekcji.
I przez to zastanowienie dał się zręcznie wyplątać z rozmów odnoszących się do zmasakrowania miasta.
- Złośliwiec. Ciebie to bawi, nie? - burknął w odpowiedzi. Zbyt wyraźnie widział chęć prowokowania go do działania. Wiedział, że niezależnie co wybierze, odbije się na nim to w przyszłości. Dlatego pozwolił sobie teraz na rozkoszowanie się delikatnymi pocałunkami na swojej skórze. Jego oddech łaskotał go tak samo jak i ten gest, wywołując w nim chęć zareagowania większego na to. I może by to zrobił, gdyby nie to, że musiał poświęcać część uwagi na utrzymywaniu trasy.
- Może z góry założę, że na wszystko mam zgodę? - zasugerował mu lekko pod koniec.
Drgnął, czując jego dłoń w innej części uda, po czym cicho westchnął pod koniec pocałunku.
- Ja zawsze mam plany. Tylko teraz będzie ciężko je wdrożyć - mruknął, składając mu szybki pocałunek jeszcze, nim poczekał, aż ułożył się na tyle wygodnie, by mógł go drapać. Mały złośliwiec. Nawet nie ukrywa swojego zadowolenia. Pośledził kilka sekund miękki ogon, nim powrócił do większego skupienia się na drodze.
- Co moja wiara ma do faktów? - odparł na jego słowa. - Jeśli chcesz, bym uznał twoją rację, pokaż mi dowody. Inne niż przypadkowe spotkanie, które skończyłoby się fatalnie dla naszej dwójki - nie potrafił tego zaliczyć do przeznaczenia, gdy Wolox próbował go zabić na początku. Nie miał mu już tego za złe od bardzo dawna - ale nie potrafił uznać siły wyższej w tym wszystkim. Od to znalazła mu się przylepa, której ustąpił, nie mogąc się jej kompletnie pozbyć od siebie. I wraz z rozwojem znajomości miłość sama zaczęła się zakradać.
W milczeniu wysłuchiwał jego opisu, nie przestając go drapać. Musiał przyznać jedno - za wiele mu nie mówił ten opis. Czymkolwiek było samo Sken, musiało być połączeniem dwóch osób w jedną myśl. Tak, że bez siebie już nie mogliby żyć. Brzmiało w jego umyśle to jak nierealistyczna wizja zakochanych nastolatków, ale uznał, że w przypadku Woloxów to urzeczywista się. Musieli mieć zgodne myśli, co zasadniczo wykluczało możliwość posiadania tajemnic. Zgoda oznaczała obnażenie się ze wszystkich sekretów i połączeniem na wieczność.
Musiał przyznać, że opis tego nie zachęcał go do zawierania. Wydawał mu się być mocno negatywny.
- Zapewne obrażenie mentalne - uznał kwestie braku emocji w przypadku ludzi. Jak bardzo to sięgało, że ludzie nie chcieli żyć potem? A co dopiero Woloxy... Mimowolnie westchnął, zatrzymując rękę na jego głowie.
- Jace, nie chcę byś umarł przeze mnie - powiedział, nie mogąc wiele poradzić na smutek, który go ogarnął. Opuścił ramiona. - To całe Sz... Sken - zaciął się na moment na nazwie, czując dziwne sztywnienie na języku. - Jeśli masz z tego powodu cierpieć, to nie będę męczyć cię o to więcej - nie rozumiał wiele z jego wcześniejszych wyjaśnień, nie licząc faktu, że mógłby stać się przyczyną jego cierpienia. Daleko było mu do romantyczności związanej ze wspólnym umieraniem. Wolał postawić na dalsze istnienie, w nadziei na zaleczenie ran po śmierci. Albo na nowe spotkanie. Czy odrodzenie miało prawo bytu w tym świecie? Nie wiedział. Ale nie umiał widzieć niczego pozytywnego w Sken, bazując na obecnej wizji.
- Ja po prostu chcę być z tobą, Jace. Jakkolwiek to dziwnie brzmi.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Pustynia Shkretëtirë - Page 6 Empty Re: Pustynia Shkretëtirë

Czw Kwi 28, 2022 12:28 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Nie zareagował na jego słowa, nie mając w planach na najbliższą przyszłość pokazywania swojej oryginalnej formy. W dawnych czasach pojawiali się w nich na co dzień, nie przejmując szczególnie skutkami. W końcu każdy czuł się najlepiej we własnej skórze.
Ale te czasy zmieniły się już dawno temu. Nie mogli pozwolić sobie na podobną swobodę. Obecnie przybieranie oryginalnej formy stało się dla nich świętością, na którą decydowali się tylko w konkretnych warunkach, a wyprawa na pustynię zdecydowanie im nie odpowiadała.
Może kiedyś — powiedział więc po prostu, nie ciągnąc dalej tematu. Zaśmiał się krótko, słysząc jego oburzenie w kwestii kolczyków.
Mam wrażenie, że nie do końca zdajesz sobie sprawę z tego ile warte są bestie, które sprzedaję — nie powinno go to szczególnie dziwić, skoro się tym nie zajmował, ani szczególnie nie interesował. Jakby nie patrzeć, zainteresowania Shane'a oscylowały wokół odkrywania, nie walki.
Poza tym... — sięgnął dłonią do góry, przesuwając palcami po jego uchu i kolczyku – koniecznie może i nie, ale zdecydowanie dodaje ci zbyt wiele uroku, by ot tak z niego zrezygnować.
"Złośliwiec. Ciebie to bawi, nie?"
Oczywiście, że go bawiło.
Zamachał ogonem, by podkreślić podobny przekaz, nawet nie zastanawiając się nad jego pytaniem.
Dlaczego miałbyś nie mieć? Jesteśmy razem, oczywiście, że masz zgodę na wszystko. No, poza łamaniem ogona. O tym już rozmawialiśmy — i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Shane nie przejawiał większych planów na podobne czynności.
Nigdy nie podobało mu się to jak Kassir zmieniał ton, gdy Jace wchodził na podobne tematy. Nic dziwnego, że już wtedy jego wzrok wyraźnie się ochłodził.
Skoro do wszystkiego podchodzisz tak bardzo logicznie, to po co w ogóle ze mną jesteś, skoro moje istnienie to zaprzeczenie całej waszej przeklętej logiki, którą tak uwielbiacie się zasłaniać? — warknął w odpowiedzi, wstając z jego kolan. Potrzepał nieznacznie głową na boki. Futro na jego głowie ułożyło się na nowo, w przeciwieństwie do jego wnętrza.
Z każdą sekundą i każdym jego słowem, wzrok Jace'a wyzbywał się wszelkich emocji. Ludzie byli tak prości. Chcieli z kimś żyć, przysięgali mu miłość, nazywali ich sensem swojego istnienia, ale koniec końców nie potrafili sobie wyobrazić odrzucenia własnego życia po ich utracie. Tak właśnie zawsze wyglądał dla nich sens. Był mile widziany, dopóki byli w stanie wszystko kontrolować, czuli jakąkolwiek władzę, jak i mieli drogę ucieczki, gdy im się znudzisz.
Z pewnością — rzucił obojętnie, wstając z miejsca. Poprawił swoje rzeczy i zeskoczył z powrotem na piasek, nie patrząc nawet w jego kierunku.
Idę zapolować na perenę.
Pobiegł do przodu, przeskakując zwinnie przez piasek, znikając za jedną z wydm. Nie miał ochoty spędzać teraz czasu w jego obecności, ani tym bardziej kontynuować rozmowy.
Shane Kassir
Shane Kassir

Pustynia Shkretëtirë - Page 6 Empty Re: Pustynia Shkretëtirë

Czw Kwi 28, 2022 5:17 pm
- Kiedy będzie to "kiedyś"? - spytał się, ściszając nieco głos. - Prawie wszystko odkładasz na "kiedyś". Jutro? Dzień Miesiąc? Pięć lat? - zmuszenie powstrzymania jego zainteresowania to jedno, ale fakt, że ponownie został odsunięty na bok pod względem informacji bardziej go zasmucił niż rozczarował. Naprawdę chciał więcej wiedzieć i przez to go lepiej poznawać.
Więc czemu odnosił w takich momentach wrażenie, że Jonathan skrywał się ciągle za wielkimi wrotami?
- Raczej nie - przyznał. - Ale to działa w dwie strony, względem odkryć - lekko zmieszał się, czując jego dotyk przy ucho. - To twoje zdanie. Jeśli ci się podoba, ubiorę to - uśmiechnął się lekko. - Wystarczy mi to, że uznajesz mnie za uroczego.
Miał zgodę na wszystko. Czyli mógł go posiąść, skoro nie mógł zyskać wiedzy? Jak wiele mu pozwoliłby, gdyby Kassir zrezygnował ze swojej przyzwoitości, oddając się prostej potrzebie zaspokojenia fizycznego?
Nie przekonał się o tym w najbliższym czasie. Ich rozmowa zmienia gwałtownie nastroje, a Kassir widząc jego reakcje, zrozumiał, że rudy nie odbierał jego słów pozytywnie. Jego nadzieje na przekazanie własnych odczuć spełzły na niczym, gdy Wolox chłodno oznajmił rozdzielenie się na pewien czas, by potem wcielić to w życie.
- Jace! - krzyknął za nim, momentalnie zmuszając bestię do zatrzymania się. Było jednak za późno. Nie mógł dorównać jego szybkości i refleksowi, będąc skazany na patrzenie na to, jak znika za wydmą. Próbować go gonić? Gdzie. Gdzie powinien, skoro ten teren to był dla niego jeden wielki plac zabaw?
Co za... - nie mógł nie powstrzymać się od zdenerwowania się w myślach na niego. - To ja się otwieram, a on mi robi takie rzeczy w odpowiedzi? - już w przeszłości nie raz nawiązywała się sprzeczka między nimi, spowodowana brakiem jednego zdania na dany temat. - Przysięgam, więcej nie zrobię tego. Nigdy. Kretyn. Niewiele mógł poradzić na ból w piersi, gdy zacisnął mocniej palce na lejcach. Było jeszcze gorzej niż wcześniej. Czy to kwestia tego, że jednak zależało mu na nim?
A teraz poczuł się, jakby został ostudzony, mimo iż dookoła niego nadal panował upał.
Wziął głębszy wdech, zaraz potem kaszląc od suchego powietrza, pochmurniejąc bardziej. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić teraz. Udać się dalej, licząc, że jakoś się ułoży? Poczekać na niego, nie mając pewności, że zechce wrócić? Spróbować go poszukać, by wpaść w ręce osób pragnących jego mocy albo w szpony agresywnej bestii? Ostatnie już to miało miejsce i nie wspominał tego za dobrze. Ale oczekiwanie wykluczał zarazem, znając zachowanie Jace'a. Czasem znajdował go szybko. Czasem nie widział go przez kilka-kilkanaście dni, niezależnie od tego, co próbował zrobić.
Najgorzej.
- Czemu z tobą jestem? Bo miłość to najbardziej nielogiczna rzecz na świecie - odpowiedział cicho na wcześniej zadane pytanie, wiedząc jednak, że jego jedyni słuchacze nie odpowiedzą mu na to. Złapał więc Moraxa w dłonie, po czym zsunął się z brzegu bestii, stawiając zaraz potem brązowo-łuską istotę na piasku. Wystarczył mu widok znikających emocji u Woloxa, by całe podekscytowanie wyprawą, dobrym startem i miło spędzonym czasie, wyparowało z niego całkowicie. Westchnął głęboko, klepiąc po boku większą z bestii.
Wyciągnął butelkę wody z bagażu.
- Ne, Morax. Może on po prostu mi nie ufa - przykucnął przy smokowatej istocie, podsuwając jej napój, uśmiechając się łagodnie, gdy usłyszał pisk wyrażający zadowolenie. - Co za głupek. Obiecał, że mnie nie zostawi, a potem zmywa się, jak usłyszy coś, co mu się nie podoba. Za każdym razem - upewniwszy się, że jego słuchacz się nawodnił, podsunął też resztę wody drugiemu z nich. Westchnął, widząc, że zapas zniknął całkowicie. I tak to jest, gdy zapas wody powierza się futrzakowi, który może momentalnie zmienić zdanie - przykucnął, korzystając z cienia, jaki dawała bestia. Nie zamierzał się ruszyć z miejsca.
W końcu mieli podróżować razem, nawet jeśli nagle między nimi powstało spięcie.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Pustynia Shkretëtirë - Page 6 Empty Re: Pustynia Shkretëtirë

Czw Kwi 28, 2022 6:02 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Zdecydowanie mu się nie spieszyło.
Tropienie wbrew pozorom wcale nie było szczególnie trudne i poszło mu dużo lepiej, niż początkowo się spodziewał. Nie zmieniało to jednak faktu, że jego wewnętrzne wzburzenie nijak nie chciało z niego zejść. Niezależnie od tego jak szybko, by nie biegł.
Pojawienie się tropionej pereny było w tym momencie nie lada zbawieniem. Nic nie było w stanie tak dobrze zająć jego myśli jak polowanie. Nawet jeśli w tym momencie nie wszystko szło zgodnie z jego planem. Był rozkojarzony. A rozkojarzenie nigdy nie działało dobrze podczas podobnych sytuacji. Z reguły nie pozwalał sobie na coś podobnego, ale miał wrażenie, że jego rozmowa z Shanem nieustannie odbija się echem w jego głowie.
Położył po sobie uszy z głośnym warkotem, widząc jak perena odpowiada mu dokładnie tym samym. Zrzucił jedynie płaszcz na ziemię i złapał wodne miecze, rzucając się do przodu. Normalnie byłby w stanie uniknąć jej pazurów. Odchyliłby się w porę, gdy kłapała szczękami, celując w jego lewe ramię. Ale tym razem tego nie zrobił.
Może nawet nie próbował.
Kły zatopione w jego ciele bez większych problemów zdążyły dosięgnąć kości, nim przebił się ostrzem przez jej skroń, wbijając je w jej czaszkę, jak w masło. Cielsko padło bezwładnie na bok, wydając z siebie ostatni dech, gdy Wolox trzymał się za rozszarpane ramię, wpatrując w nie z cichym pomrukiem. Bez wątpienia miał nie lada szczęście, że pereny nie były jadowite. Przyklęknął, ściągając z siebie poszarpaną koszulkę, by zaraz obmyć rany wodą, nawet się przy tym nie krzywiąc.
Całe szczęście, że nadal nosił przy sobie wszystkie materiały do pierwszej pomocy. Jakby nie patrzeć, od kiedy był z Shanem, często korzystał z jego przyspieszonego leczenia. Nie znaczyło to jednak, że zamierzał na nim polegać za każdym razem. W końcu, jaki był sens bycia łowcą, gdy całkowicie rezygnowało się z bólu i towarzyszących jego błędom ran?
Opatrzył ramię, owijając je bandażem przez swoją klatkę piersiową, zaraz zajmując się jeszcze kilkoma dłuższymi i głębszymi zadrapaniami, resztę zostawiając samą sobie. Założył płaszcz i przerzucił sobie perenę przez barki, odnajdując teraz zbawienie w ostrym, promieniującym na całe jego ciało bólu. Skupienie się na nim zdecydowanie było dużo lepsze od dalszego myślenia.
Trzy godziny.
Mniej więcej tyle czasu minęło, nim znowu znalazł się na miejscu. Kilkakrotnie zastanawiał się nad tym, by wrócić prosto do miasta, ostatecznie rezygnując jednak ze swojego pomysłu. Nie do końca spodziewał się za to, że Shane nadal będzie znajdował się w tym samym miejscu.
Na tym etapie kompletnie nie czuł swojego lewego ramienia, ani faktu, że skryty pod płaszczem bandaż zdążył przemoknąć.
Mogłeś jechać dalej, wytropiłbym cię — powiedział ze znużeniem, przechodząc na tyły bestii, by przymocować martwą perenę pasami do jej zadu. Nie wyglądało na to, by jego chęci rozmowy jakkolwiek wzrosły.
Shane Kassir
Shane Kassir

Pustynia Shkretëtirë - Page 6 Empty Re: Pustynia Shkretëtirë

Czw Kwi 28, 2022 8:07 pm
Nawet nie liczył, ile czasu minęło.
Będąc przez ten cały czas samemu, w ciszy przerywanej jedynie wydawanym oddechem przez siebie oraz dźwiękami od obu bestii, mógł mieć czas na przemyślenia. O tym co miało miejsce, ich rozmowie i nagłej zmianie nastroju. I do czego doszedł? Że było mu bardzo przykro z powodu zachowania Woloxa. Niemalże poczuł się zdradzony z zaufaniem do niego. Naprawdę chciał zrozumieć go i by mogli dojść do porozumienia, a ten obraził się i poszedł, traktując go nagle jak obcego. Przynajmniej tak wyglądało to w głowie Shane'a, który wzdychając cicho, podciągnął do siebie nogi, przykucając wygodniej. Jego serce spowalniało wraz z upływem czasu, gdzie myśli zaczęły krążyć wokół zastanowienia, czy powinien tutaj zostawać. Zatrzymanie się w jednym miejscu na pustyni było niczym proszenie się o dobicie, ale nie ruszał dalej. Nawet czując szturchnięcia Moraxa, jedynie pogłaskał go, posyłając mu smutny uśmiech. Mimo całego odczuwalnego teraz bólu, nie chciał stracić zaufania do Woloxa. Dlatego czekał. Zaciskając mocniej dłonie na ramionach, starał się nie myśleć o tym, co zrobiłby, gdyby to wystawił.
Ale chyba tego nie zrobi, nie?
Przecież... jedno poróżnienie zdań nie zniszczy związku?
... nie?
... proszę, nie.

Po fazie smutku przyszła faza irytacji. I w czasie niej doszedł do wniosku, że zaczyna przestawać bardziej przejmować się zachowaniem porządku w swoim zachowaniu wobec Jonathana. Jako argument chciał używać jego wcześniejszej zgody, mimo iż wiedział, że dotyczyła czegoś kompletnie innego. Przejeżdżając palcami po włosach i niszcząc ułożoną fryzurę, uznał, że będzie bardziej stanowczy. Postawi na swoim zdaniu, odsuwając pobłażliwość w bok. Zwłaszcza tą, która pozwalała mu na akceptowanie unikania tematów rozmów.
Nawet nie wiem, czy dobrze robię.
Czy w ten sposób zakończyłby ich znajomość, a Jonathan zrezygnowałby z niego? Nie wiedział. Mógł zniknąć z jego życia i dopilnować, by Shane nigdy go nie odnalazł. Przesuwając wzrokiem na bok, wiedział, że odebrałby to jako zdradę zaufania i ogromne kłamstwo. Z jednej strony szeptanie mu słodkich słów o wieczności oraz miłości, a z drugiej coś o zgoła odmiennego... Myśl o takiej ewentualności wzbudzała w nim nieprzyjemne odczucia, a co dopiero urzeczywistnienie tego.
Dlatego też widząc, że powrócił, mimowolnie odetchnął z ulgą.
- Mieliśmy podróżować razem - odpowiedział cicho, podnosząc się z miejsca. Widzę, że nastrój mu nie przeszedł. To było dziwne. Zwykle po walce bywał spokojniejszy, z tego co zauważał. Broń widzę, że ma, bestię zdobył... Za mało? Patrząc po zdobyczy, nie wydawało mu się to. Czy nadal męczyła go rozmowa poprzednia? Zmarszczył nieznacznie brwi. To było coś całkowicie odmiennego od furii, jaką czas temu przed nim odkrył.
- Jace. Jace, spójrz na mnie - brak reakcji poskutkował przysunięciem się do niego i położeniem dłoni na jego policzkach, by zmusić go do nawiązania kontaktu wzrokowego. Tak, że ignorował protest w każdej postaci. - Czy twoje uczucia do mnie się zmieniły? - spytał bez wahania, tak hardo, by nie dać mu wejść w słowa. - Jace, ja muszę wiedzieć jedno. Czy ty jesteś zły za to, że nie chcę, byś cierpiał po mojej śmierci? - Kassirowe wyczucie chwili mogło być beznadziejne, ale zarazem nie mógł powstrzymać się od tego, by złapać szansę. - Wiem, że nie jestem nieśmiertelny. I to powoduje, że przeraża mnie myśl o tym, że mógłbym cię wpędzić w skrajność z tego powodu - Shane. Nie płacz. Cholera jasna, nie płacz teraz. - Może dla ciebie jestem zbyt logiczny, ale dla mnie twoje i twojej rasy sprawy są zbyt odmienne, bym mógł je od tak zrozumieć. Dlatego widzę w tym to, co mogę ja ogarnąć jako człowiek, a bez twoich wyjaśnień nic dalej nie pójdzie w tym. A nic z tego nie będzie, jeśli zamierzasz mnie zostawić - puścił jego twarz i cofnął się o krok. - Zakochałem się w tobie, ty przeklęty Woloxie. Ile razy mam to powtarzać, byś zrozumiał? Mimo że skrywasz przede mną więcej tajemnic niż odkrywane przeze mnie ruiny i w prawie nic nie chcesz mnie wtajemniczać - zupełnie jak przy rozmowie o Sken, które finalnie w jego umyśle brzmiało jak przerażający związek skłaniający partnera do śmierci w finalnej fazie.
Wypuścił ostrożnie powietrze z płuc.
- Masz podrapaną twarz. Oddam ci moje opatrunki - odwrócił się od niego, sięgając po swoją część ekwipunku, by poszukać wspomnianych przedmiotów. Brak wody oraz tyle mówienia, wymieszanego z emocjami powodowało, że czuł drapanie w gardle. Jego głos ścichł całkiem pod koniec. Starał się powstrzymywać drżenie ciała, a jego gotowość do stawienia czoła faktom gdzieś powoli uciekała. Jedynie Morax zaczął szturchać pyskiem nogę Jonathana, czując - w odróżnieniu do swojego właściciela - że coś było nie tak z jego ciałem.
Sponsored content

Pustynia Shkretëtirë - Page 6 Empty Re: Pustynia Shkretëtirë

Nie możesz odpowiadać w tematach