Won.

I tyle w temacie.

Yahya Château
Yahya Château

Targowisko - Page 2 Empty Re: Targowisko

Nie Lut 13, 2022 11:24 pm
No i jak tu się nie zakochać?
Co prawda na ten moment, uczuciom Yahyi daleko było do miłości, ale bez wątpienia przy Sheridan nigdy nie można się było nudzić. Sam wcześniej nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że po tylu latach mógłby zdecydować się, dopuścić kogoś nieco bliżej siebie. Spędzać normalnie czas. Ciężko było w końcu myśleć o szczęśliwym, sielankowym zakończeniu, gdy przez całe życie los odbierał ci jedną osobę po drugiej.
A jednak blondynka wślizgnęła się do jego życia znikąd. I uwielbiała wyzywać go od wywłok, co za każdym razem bawiło go tak samo.
Chyba umrzemy, Regnar — poinformował psa pustynnego, który wydał z siebie w odpowiedzi ciche, wyjące "aruru", zupełnie jakby chciał mu powiedzieć "to ty masz przejebane". I miał rację.
Szybko, dywersja. Zrób słodkie oczy i machaj ogonem — szepnął konspiracyjnie, widząc, jak Sheridan idzie w ich kierunku. Regnar rzeczywiście zamachał namiętnie ogonem, choć ciężko było oczekiwać, by brał udział w jakimkolwiek planie. Po prostu cieszył się na jej widok. Podreptał nawet w jej stronę i wykrzywił łeb na bok, wtulając się w jej rękę z cichym, zadowolonym powarkiwaniem, gdy zaczęła go drapać.
Mnie tak nie drapiesz — zażartował, zaraz unosząc kącik ust w bezczelnym, dwuznacznym uśmieszku — możesz mi wymasować coś innego.
Zostawił ją z tym głupim tekstem, nijak nie tłumacząc, co dokładnie miał na myśli. Parsknął śmiechem w odpowiedzi na jej słowa, nijak się nie odsuwając. No bo kto normalny, by się odsunął. Postawił więc jedynie zakupy na ziemi, przytrzymując je nogami i poklepał ją po głowie z łagodnym uśmiechem.
Bo ostatnim razem kiedy chciałem ci pomóc powyrywać chwasty, okazało się, że uśmierciłem trzy rzadkie rośliny, po które musiałem potem jechać do Isenvee. Nienawidzę jeździć do Isenvee — wyburczał, nieznacznie pochmurniejąc. Samo wspomnienie zimnych krain nieco obniżało mu humor. Zaraz uśmiechnął się jednak ponownie, zabierając dłoń w tył.
Dobra, to co, kamyki i potem obiad? — podniósł znowu torby i ruszył za nią w stronę stoiska. Kompletnie się nie znał na tym wszystkim, ale to nie znaczyło, że kamienie nijak go nie interesowały. Nawet jeśli w życiu by się do tego nie przyznał, był trochę jak sroka. Nic dziwnego, że jego oczy wyraźnie rozbłysły na widok granatowo-fioletowego kryształu w srebrne plamki, przypominającego rozgwieżdżone niebo. Inny był jednak jeszcze piękniejszy. Pomarańczowo-złoty z różową mgiełką. Jak wschód słońca na Shkretëtirë. Zwiesił się tak na chwilę, podziwiając jeden po drugim, nawet jeśli nie wyciągnął ręki w ich stronę. I tak nie wiedział, co miałby z nimi zrobić. Co najwyżej dorzuciłby je do kolekcji pod poduszką, a jak tak dalej pójdzie, to zacznie na nich spać.
Sheridan Paige
Sheridan Paige

Targowisko - Page 2 Empty Re: Targowisko

Pon Lut 14, 2022 12:29 pm
W ciągu niespełna minuty padło tak wiele "dobrych pieseczków", "najlepszych przystojniaków" i "ojejej Regnarków", że czworonogowi na pewno mogło tego starczyć na cały rok. Jak dobrze, że zwierzęta z reguły ją całkiem lubiły. Pomijając już, jaką cudowną i niepyskatą odskocznią od jej piegowatego tragarza był ten mały cud natury.
- Wymasuję ci facjatę moją pięścią jak nie skończysz tak gadać. Fuj - skrzywiła się jedynie, nawet nie racząc na niego patrzeć. Co za typ.
- Dobrze ci tak było, mogłeś mnie słuchać zamiast rwać co popadnie - prychnęła jedynie w odpowiedzi, krzyżując przedramiona na klatce piersiowej. To była jej wina, że był aż tak okropny? Jednocześnie zdawał się być najgorszym i najlepszym współpracownikiem na świecie, nie wiedziała tylko, czy to plusy przeważały minusom, czy odwrotnie. Ale nie mogła mu odmówić tego, że za każdym razem, kiedy coś się psuło z jego lub nawet i nie jego winy, biegł ogarnąć jakiekolwiek poprawki w trymiga. Miał swoje zalety. I mogła się z nim (lub z niego) pośmiać bez ryzykowania wielkich fochów i wzięcia wszystkiego do siebie z którejkolwiek ze stron. Świetny układ, i zawodowy, i personalny. - Kamyki i obiad. Swoją drogą, chyba zrobię ciasto na jakąś pełnię. Szkoda, że będzie trzeba czekać na te truskawki...
Szła u jego boku, nadal nawet nie wiedząc, czego tak naprawdę chciała i potrzebowała. Przez temat owoców myślała nad truskawkowym kwarcem, szczególnie, że zbliżał się miesiąc róży, a to znaczyło multum zamówień na romantyczne wisiorki i tłumaczenie ludziom, że nie mogą zmusić nikogo, żeby się w nich zakochał, i że ich były nie może do nich wrócić dzięki głupiemu eliksirowi, który ma wzmacniać istniejące już uczucie albo działać jak afrodyzjak. Na chwilę aż odpłynęła myślami, nieco męcząc się psychicznie już na samo wspomnienie zeszłego roku. Nawet jeśli pomijając nieprzyjemną klientelę to był to genialny okres w roku. Wróciła na ziemię dopiero na widok wlepiającego w coś wzrok Yahyi.
- O, to droga mleczna! - wychyliła się zza mężczyzny i wskazała palcem na ciemniejszy z kamieni. Pora na losowe ciekawostki kryształowe. - Zabawna sytuacja, bo kiedyś nazywali to nocą k... Kairu? Nie wiem co to jest to Kairu, pewnie jakaś legendarna kraina. Kiedyś miał super małe plamki, w zasadzie bardziej... takie świecące drobinki? Ale nie świecił się w ciemności, ten świeci w nocy jak faktyczne gwiazdy, pomaga prowadzić wędrowców - pokiwała głową na znak słuszności własnych słów. - Tak czy siak, noc Kairu albo czarny kamień słoneczny. Brzmi absolutnie głupio, ja wiem. A to - tu wskazała palcem na kamień tuż obok, właśnie ten przypominający niemalże odwrotny stan nieba - to był kiedyś po prostu kamień słoneczny. Albo piasek pustyni. Też miał takie same drobinki, tylko był cały pomarańczowy. Nie świeci w ciemności i nie pomaga się nie zgubić na Shkretëtirë, ale jest ładny i działa leczniczo na układ odpornościowy. I, e, am, uch, czakrę sakralną. Tę odpowiedzialną za organy reprodukcyjne.
Zapadła cisza, bo dorosła baba prawie powiedziała: "hihi siusiak".
- Tak czy siak, jest po prostu ładny i leczy - podsumowała, zupełnie jakby nie było całego tego tematu. - Może faktycznie zrobię ci z któregoś wisior? Wyglądałbyś jak pustynny monarcha - co z tego, że na pustyni coś takiego w ogóle chyba nie istniało. - Ā’ishah, mogę dostać obie te słonecznice? I trochę miedzianego drutu - o jak sakiewką zatrzęsła. A to ona miała dostać prezent, co za babsko. Przynajmniej zaraz sobie o tym przypomniała i wskazała palcem kilka szkatułek obok. - Yahya, patrz jakie jadeitowe bransoletki! - nie potrzebowała ich, po prostu pokazała pierwszą lepszą rzecz. Co za babsko. Co za babsko.
Yahya Château
Yahya Château

Targowisko - Page 2 Empty Re: Targowisko

Pon Lut 14, 2022 11:34 pm
O czym pomyślałaś, zbereźnico? Naprawdę, człowiek chce żeby rozmasować mu barki po targaniu ciężkich zakupów i jeszcze grożą mu, że dostanie za to w pysk — pokręcił teatralnie głową na boki z wypisaną na twarzy rozpaczą. Którą totalnie przecież w tym momencie odczuwał. No serio, tak było, nie kłamię.
"Dobrze ci tak było, mogłeś mnie słuchać zamiast rwać co popadnie."
Wypraszam sobie, jestem bardzo stały w uczuciach. To ty nagminnie i brutalnie mnie odrzucasz — czy miał kiedykolwiek darować sobie łapanie jej za słówka? Nie. Na swój sposób można było uznać, że postawił sobie za cel życiowy czekanie aż rzuci coś, do czego będzie mógł się odnieść, zmieniając całkowicie kontekst.
Wyśmienita zabawa.
Zawsze możemy poszukać usług kogoś z kontrolą roślin. Po prostu przyspieszy ich wzrost i od razu zasadzi je na nowo. Podobno Allen z obrzeży zajmuje się regularnie drzewami i za drobną opłatą, pomaga ludziom ratować ich kwiaty doniczkowe. Truskawkom pewnie też by podołał — zaproponował, nie wchodząc jakoś głębiej w temat ciasta na pełnię. Nie do końca wiedział co to w ogóle znaczyło. Może będzie składać ciasto w ofierze jakimś bogom księżyca? Kij ją w sumie wiedział. Tak czy inaczej, zamierzał się potem zakraść i je zeżreć. I wziąć ze sobą Regnara, by upozorować pożarcie smakołyku przez psa, wiedząc że jemu wybaczyłaby bez mrugnięcia okiem.
"O, to droga mleczna!"
Droga mleczna?
Uważnie jej słuchał, zaraz chichocząc cicho na przekazane mu wyjaśnienie. Nie żeby śmiał się z samej dziewczyny, skąd miała w końcu posiadać wiedzę na temat tak dawnych dziejów, skoro większość ksiąg o poprzednim świecie zaginęła, bądź została spalona. Wiele opowieści uznano za bajki i tak też je właśnie rozwinięto.
Kair był miastem. Pięknym miastem, spodobałby ci się. W kraju przywodzącym na myśl Shkretëtirë, choć dużo bardziej nowoczesnym. Mieli normalne budynki i nie byli zewsząd otoczeni pustynią, ale mimo to było ich tam dość sporo. I mieli zwierzęta nieco podobne do wielików, nazywano je wielbłądami. Też miały garb. Jeden albo dwa. I służyły głównie do transportu. Nie wiem niestety nic o nocy Kairu, ale słuchając twojego wytłumaczenia, jego nazwa bez wątpienia ma sens.
W końcu tak właśnie wyglądał. Jak noce na pustyni.
"Tę odpowiedzialną za organy reprodukcyjne."
Świetnie, weźmiemy — powiedział prosto do sprzedawcy, odwracając się do sprzedawcy – proszę wybrać największy jaki Pan ma. Duży i gruby.
Biedna Sheridan. Spędzanie czasu w towarzystwie tego debila naprawdę potrafiło zostawić ślad na psychice. Zignorował kompletnie poprzednie słowa o ograniczeniu do dwóch kamyków, zgarniając absolutnie wszystko co pokazała, by od razu płacić, zanim zrobiłaby to blondynka. Już on ją znał. Cwana żmija, wepchnęłaby się z portfelem zanim zdążyłby powiedzieć Regnar. Spojrzał na swojego psa, przenosząc wzrok na Sheridan.
Jest jakiś kamień, który sprawi, że przestanie mu śmierdzieć z ryja? — Regnar położył po sobie uszy z cichym warknięciem, zaraz otrzymując w odpowiedzi głośny śmiech, gdy Yahya poklepał go po łbie – żartowałem, żartowałem. Ale serio, dobrałabyś mu coś ładnego? Zasługuje za prezent za bycie dobrym kumplem.
Sheridan Paige
Sheridan Paige

Targowisko - Page 2 Empty Re: Targowisko

Wto Lut 15, 2022 3:35 pm
Bogowie, pojazd za pojazdem, na tym etapie nie wiedziała już nawet czy nadal ją to bawiło, czy powoli zaczynało drażnić. Pewnie dlatego został potraktowany nieco mocniejszym klepnięciem w ramię, dając mu niewerbalnie znać, że chyba dobijali powoli granicy. I tak w wypadku ciemnowłosego była ona położona o wiele dalej niż u kogokolwiek innego. Jej ojciec był czasem w stanie dogryzać w jej w mniej inwazyjny sposób, a i tak gasiła go kilkukrotnie szybciej niż Château.
- Zabiera mi to trochę satysfakcję z dbania o roślinę i cierpliwego czekania na plony, więc musiałabym się poważnie zastanowić - uniosła palec do ust, już teraz wyraźnie rozważając tę propozycję, nawet jeśli najbardziej prawdopodobnym było odrzucenie tej możliwości. W teorii brzmiało to świetnie, ale w praktyce - po co byłaby jej wtedy ciężka praca nad niańczeniem tych owoców, którą chciała we wszystko włożyć, i nauka o jej potrzebach i okresie kwitnienia? Bez sensu.
Nauka za naukę. Nawet nie zareagowała na jego śmiech - w zasadzie spodziewała się, że zaraz rozjaśni jej sytuację, momentalnie wsłuchując się w słowa mężczyzny niczym zahipnotyzowana. Wielbłądy, miasto i pustynie w symbiozie. Co jedli, jaką mieli kulturę, co robili na co dzień? Zawsze miał coś do powiedzenia na temat starych dziejów, a Sheridan zawsze była coraz to bardziej zaintrygowana tym, jak wyglądały rzeczy przed jej narodzinami. No i w starym świecie. Po prawdzie jej babka była Nowonarodzoną, ale nie pamiętała absolutnie niczego ze swojego dzieciństwa, jakby wymazano jej wszystkie wspomnienia. Trauma?
Tak czy siak, nie była już nawet w stanie odpowiedzieć, tylko wieszała wzrok w milczeniu to na przyjacielu, to na kamieniach, jakby odkryła w nich właśnie zupełnie nowy potencjał. Zresztą, oczy błyszczały się jej chyba nawet bardziej, niż wspomniane plamki na drodze mlecznej.
A potem zepsuł wszystko kolejnymi paskudnymi żartami. Tym razem jedynie westchnęła i pokręciła głową z krzywym uśmiechem, powstrzymując się ledwo przed pozwoleniem na wtargnięcie na jej twarz wyrazowi zażenowania i rumieńcom.
- Nie słuchaj go, pysiątko, jak na psa masz bardzo ładny oddech - wydęła dolną wargę, głaszcząc zwierzaka po karku, i wystawiła język w stronę ich dwunożnego towarzysza. Co z tego, że zaraz wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Karneol? Zwykły czerwony, pomaga z witalnością i koncentracją. I łagodzi stres.
Nie musiała już chyba dodawać złośliwego komentarza o tym, że przy Yahyi coś takiego na pewno przydałoby się jego psinie. Blondynka przyjrzała się jeszcze karczychu Regnara podczas dalszym szuraniem palcami za jego uszami, jakby mierzyła obwód jego szyi w głowie. Stylowa obroża z karneolem brzmiała co najmniej jak fantastyczny plan. Podniosła się wreszcie z kucek (nawet nie zauważyła, że w którymś momencie zgięła kolana), prostując plecy. "Ā’ishah" zdążył już usłyszeć cały wykład Sheridan i przygotować kolejne pudełeczko z niewielkim szlifowanym dyskiem. Znali się z dziewczyną na tyle, że wiedział, na czym najwygodniej było jej pracować w danym kierunku. I na tyle, żeby nazywała go typowo żeńskim imieniem.
- No to do domu, moi królewicze - oznajmiła wszem i wobec, nim ruszyła w kierunku swojego zacnego lokum, ciągnąc piegusa za nadgarstek.


zt x2!
Shane Kassir
Shane Kassir

Targowisko - Page 2 Empty Re: Targowisko

Wto Lut 15, 2022 4:27 pm
W tym momencie serce Kassira kajało się na widok miny Jonathana. Tak bardzo, że momentalnie go objął, przytulając do siebie na krótki moment. Mimo iż w tamtych momentach nie przejmował się wieloma sprawami, w normalnych okolicznościach często wyrzucał sobie, że rudowłosy miał go na głowie, zmuszony do wyznaczania odpowiednich granic.
- Wybacz - wymamrotał jedynie tyle, schylając głowę niżej. - Sprawiam ci tylko z tym problemy - tylko, że nie mógł nic na to poradzić, jakkolwiek nie próbował. Nie. Nie tyle, że nie mógł. Nie chciał. Jego granice zanikały, a on sam odczuwał chęć ranienia się dla ciągłego wywoływania tej mocy, zarazem pokazując chciwość odnośnie chęci otrzymywania tego więcej i więcej. Zwykłe samookaleczenie stanowiło zbyt małą bazę, by zapełnić chociaż niewielką część tego, czego pragnął w takich chwilach. Był szalony. I pociągał za sobą kogoś sobie bliskiego.
Puścił go, wzdychając cicho. Dłuższe zastanawianie się nad stanem rzeczy niewiele by zmieniło. Kassirowi głównie wydawało się, że gdyby znaleźli złoty środek, mogłoby się skończyć to bez szkód po żadnej stronie. On byłby spełniony, a Jace'owi oszczędziłby dodatkowe kłopotanie się. Wiedział, że teoretycznie odetchnięcie go od razu od rzeczywistości mogłoby zatrzymać to wszystko, ale nawet teraz tego nie chciał. Odrzucenie tego było niczym porzucenie istotnej części samego siebie. Dlatego uznawał, że nie ma odwrotu i musiał przyjmować zarazem pozytywne, jak i negatywne aspekty swojej własnej mocy.
- Postaram się. W razie czego masz moje przyzwolenie, byś mnie zatrzymał - powiedział natomiast co do łamania mu ogona. Nie miał pojęcia, czym różniło się to od kości, ale strzelał, że chodziło o coś poważniejszego. Inaczej by nie reagował aż w taki sposób. - Ewentualnie możesz go chować, jak obawiasz się - chociaż swoje słowa podsumował smętnym westchnieniem. Nie chciał, by robił tego. No i przez umysł ciemnowłosego nie przechodziła żadna myśl odnosząca się do tego, dlaczego miałby zdołać zrobić to.
- A. Co - wykrztusił z siebie, czując lekkie rumieńce przez tą deklarację. - Chcę zobaczyć to miejsce - chciał je zobaczyć przed wszystkimi innymi. - Ale czemu z góry zakładasz, że to ja będę krzyczeć? - sprowadzenie tego do fizycznego ukazania ich miłości powodowało obecnie zmieszanie u niego. Poruszył lekko nogami, nie wiedząc obecnie, jak reagować na to. Zwłaszcza, gdy próbował raz za razem zadeklarować konkretne role. Mimo to, uśmiechnął się łagodnie, tylko przymykając nieco oczy przez ugryzienie go.
Będąc już w kuchni, posłał mu jedynie pytające spojrzenie, gdy stanęło na kwestii udania się na zewnątrz. Skąd... taka niepewność?
- Dlaczego? - spytał jedynie o to.

[ Tymczasem już na targowisku ]

- Nie no, rozumiem część powodów, ale zarazem wykluczasz samego siebie - wytknął mu. - Nie przepadasz za deszczem, prawda? Więc w ten sposób szybciej ogarnęlibyśmy temat i wrócili do mieszkania. Błąkając się razem, wydłużamy tylko chodzenie po deszczu - westchnął. - Rozumiem, że obecnie nie chcesz puszczać mnie samego, ale czy nie dokładasz sobie tylko przez to dyskomfortu? - złote oczy przesunęły się po najbliższych stanowiskach. Morax szedł obok nich, tuptając szybko na swoich krótkich nóżkach. Jedynie raz na czas zatrzymywał się, by próbować otrzepać się z nadmiaru wody, zanim ponownie powrócił do nich. - Zróbmy to szybko i wracajmy - zadecydował.
Musieli znaleźć tylko stanowiska odpowiedniego typu. Przynajmniej nie musieli się przejmować obecnie pieniędzmi. Sprzedaż różnych dóbr pochodzących od ich mocy lub zajęć - chociaż u Shane'a głównie mocy - pozwalała im na nieco więcej niż na podstawowe potrzeby. Między innymi nakrycia, które nadawały się dobrze na wędrówki w deszczowych porach. Niegdyś wykorzystywali ino stare płaszcze Shane'a, które nie za dobrze spełniały swoją rolę.
Chociaż jemu samemu kompletnie nie przeszkadzało to.
- Tylko smoczy owoc? - spytał dla pewności, wyłapując wzrokiem jedno z miejsc. - Hm... Może będą mieli jeszcze jakieś pustynne przyprawy. Przydałyby się na zaś - wymamrotał jeszcze, splatając swoje palce z jego. - I eliksiry... wolałbym kupić na teraz już Ogień w płynie. Wolę mieć zapas niż potem skończyć gorzej - uśmiechnął się niemrawo. - A ty potrzebujesz coś na teraz?
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Targowisko - Page 2 Empty Re: Targowisko

Wto Lut 15, 2022 4:52 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
"Ewentualnie możesz go chować, jak obawiasz się."
Uśmiechnął się do niego, stukając go palcem w nos.
Bez szans. Cały czas muszę go chować przed innymi, wyobraź sobie, że masz trzy ręce, próbujesz coś pokazać trzecią, po czym przypominasz sobie, że przecież inni jej nie widzą. Ogon i uszy są u mnie głównym przekaźnikiem emocji, jestem pewien, że sam zdążyłeś to zaobserwować. Nie odjąłbym sobie podobnej możliwości, w końcu oboje chcemy się lepiej rozumieć, prawda? — użył rzeczonego ogona, by klepnąć go w tyłek, szczerząc przy tym wesoło wydłużone kły. Naprawdę, zrobiło się jakoś zbyt dołująco. Nie chciał pogrążać go w podobnym nastroju.
"Chcę zobaczyć to miejsce."
Domyślał się. Normalna osoba czułaby nie lada zaintrygowanie na podobne wspomnienie, a co dopiero Odkrywca, który żył dla ich poznawania? Postawił uszy na sztorc, unosząc kącik ust ku górze, przesuwając dłonią po jego ramieniu.
"Ale czemu z góry zakładasz, że to ja będę krzyczeć?"
Zobaczysz dlaczego. Ale musisz wykazać się cierpliwością.
Zapytał go dlaczego. Więc odpowiedział.

***

Szczerze mówiąc, skoro i tak wychodzę, to reszta jest mi nieco bez różnicy. Ale będziesz mi musiał znowu uczesać ogon. To twoja zapłata za moje głębokie poświęcenie — uprzedził go, pociągając cicho nosem. Mimo że obecnie zarówno uszy, jak i ogon zniknęły bez śladu, rude futro na jego głowie kręciło się w przeróżne sposoby, nadając mu dużo bardziej uroczego wyglądu niż zwykle, choć patrząc po jego minie i notorycznym ruszaniu go palcem, chyba nie był zbytnio zachwycony.
Więcej dyskomfortu dołożyłbym sobie, zostając w domu. Siedzenie samemu pod kołdrą jest niczym w porównaniu z leżeniem pod nią z tobą — rzucił bezpośrednio, łapiąc go za dłoń, by złączyć razem ich palce. W końcu obiecał mu, że będzie z nim chodził za rękę, nie miał prawa teraz protestować. Shane lubił deszcz. Jace go nie cierpiał. Nic dziwnego, że sam zatrzymywał wszystkie krople deszczu ponad swoim ciałem, raz po raz zrzucając je na ziemię z pomocą magii. Przynajmniej pozostawał idealnie suchy. No, może poza butami, które uderzały o mokrą ziemię z nieprzyjemnym dla uszu dźwiękiem. Zatrzymał wzrok na Moraxie, nim przystanął nagle i obrócił się w jego stronę, kucając na ziemi.
너도 물 싫어하지? 사막이 훨씬 낫지 않습니까? 맨날 오냐오냐 해주니까 좋냐? 여기와* — przywołał go gestem dłoni, oczyszczając z całej wody, nim podniósł go do góry. Zależnie od tego, jaką pozycję wolał przyjąć, albo przewiesił go sobie przez ramię, albo trzymał przy klatce piersiowej, opierając go poziomo na prawym przedramieniu. Nie mógł sobie w końcu darować trzymania Shane'a za rękę.
Trzy smocze owoce — spojrzał na Moraxa, który wydał właśnie z siebie krótki dźwięk, przypominający piśnięcie — cztery smocze owoce. Ale nie będę ci tego kroił, więc jak znowu będziesz próbował połknąć cały na raz to Shane będzie cię reanimował, nie ja. Ale sam niczego nie potrzebuję. No, chyba że będą mieli mięso z fokisa. Albo orkina. Zjadłbym stek z orkina, czy to surowy, czy lekko podgotowany na parze.
Mlasnął cicho na samą myśl, rozglądając się jednocześnie dookoła. Poranne stoiska z częściami bestii zdążyły się już w większości zwinąć, zastąpione innymi z wszelkiego rodzaju minerałami, owocami, warzywami czy kwiatami, choć było ich zdecydowanie mniej niż zazwyczaj. Wyglądało na to, że nie tylko jego odstraszała pogoda pod psem.


Shane Kassir
Shane Kassir

Targowisko - Page 2 Empty Re: Targowisko

Wto Lut 15, 2022 7:46 pm
- Tak, tak - żachnął, zaciskając swoje palce na jego, gdy poczuł uścisk. - Wyczeszę cię na nowo po tym wszystkim - nie widział powodu dla którego miałby mu to odmówić. Zwłaszcza, ze dzięki temu mógłby ponownie dotykać jego ogona i rozkoszować się jego miękkością.
Sam nie narzekał na pogodę i wyjście razem. Do tego uśmiechał się łagodnie, widząc jego obecny wygląd. Zakręcone futro dodawało mu uroku, powodując, że robiło mu się cieplej w piersiach. To był jeden z jego bardziej ulubionych widoków, który chętnie chłonął, gdy miał do tego nieliczną sposobność.
- Nigdy chyba nie rozumiem, dlaczego do niego docierają te tajemnicze słowa - żachnął, słysząc wypowiedź Jonathana. Język całkowicie odmienny od tego, jaki znał. Nie raz łapał się na myśli, że był to zwykły bełkot, będący jedynie zlepkiem kilku losowych liter, ale plus minus miało to w sobie jakiś sens. Tylko, że Kassir nie miał pojęcia jaki. Nie docierało do niego.
Westchnął cicho, patrząc na to, jak przewieszony przez ramię smok wysuwał raz po raz jęzor, próbując złapać spadające krople deszczu do pyszczka.
- Jeśli jeszcze będzie fragment, możemy wziąć - zmarszczył brwi. - Fokisy nie mają zbyt żylastego mięsa o tej porze roku? - zastanowił się na głos. - Nieważne. Ej, chodźmy tam - pociągnął go zaraz w stronę stanowiska, przy którym znajdował się niższy od nich chłopak. Mógł mieć równie dobrze dwadzieścia, jak i sto-dwadzieścia lat, sądząc po jego wyglądzie młodego blondyna o zielonych oczach.
- Umu, masz jeszcze owoce? - jednakże w tym mieście wiele osób znało się, więc nierzadko witał danych handlarzy po imienniu.
- Shane? - uniósł nieco brew, przekierowując wzrok z ciemnowłosego, a Jonathana, a potem z powrotem na niego samego. - Teraz?
- No weź. I tak wiem, że jeszcze nie wszystko sprzedałeś - wygiął usta rozbawiony, widząc jego irytację wypisaną na twarzy.
- Może jednak sprzedałem. I co zrobisz z tym faktem? - żachnął, jednak wskazując im dłonią część stanowiska. - Wybieracie sobie.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Targowisko - Page 2 Empty Re: Targowisko

Wto Lut 15, 2022 8:48 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Wyprostował się nieznacznie, wyraźnie zadowolony z jego deklaracji. Nie był co prawda pewien, jak długo utrzyma się jego obniżona wrażliwość na ogonie, miał jednak nadzieję, że czekało go jeszcze kilka godzin spokoju. Wbrew pozorom, nawet jego stan podwyższonego libido wcale nie radował tak, jak mogłoby się wydawać.
Chociaż akurat ze spełnianiem swoich potrzeb, nie miał już problemu.
Roześmiał się, słysząc słowa Shane'a i przesunął nieco w bok, ocierając się o niego ramieniem.
Może w istocie mamy te same korzenie. Co, Morax? To by wyjaśniało, czemu oboje się do ciebie przykleiliśmy dokładnie tego samego dnia. Nawet nie próbuj — warknął momentalnie na smoka, zmieniając nastrój o sto osiemdziesiąt stopni, gdy zobaczył, jak zaczyna się wiercić. Odsłonięte kły zdawały się jednak zrobić swoje i na nowo go uspokoić, pozwalając mu się skupić na kroplach deszczu. Przepuścił nawet kilka z nich przez barierę, pozwalając, by rozbijały się o jego nos.
Dla was pewnie tak. Dlatego tobie zrobię coś innego — puścił mu oko, nucąc coś cicho pod nosem z zadowoleniem. Jakby nie patrzeć, nawet jeśli nie do końca było to widać, miał na tyle ostre zęby, by bez problemu radzić sobie nie tylko z najtwardszym mięsem, ale i miażdżeniem kości. Żylaste mięso fokisa stanowiło dla niego większą rozrywkę podczas jedzenia, Pozwolił się pociągnąć do przodu, zatrzymując przy stoisku.
Wypuścił dłoń ciemnowłosego i wycofał się za niego, od razu tracąc pozytywny wyraz twarzy. Znużenie przemieszane z obojętnością ogarnęło jego spojrzenie w przeciągu sekundy, gdy zmierzył Umu wzrokiem, nie odzywając się ani słowem.
Zestawił Moraxa na ziemię i przykleił się do Shane'a od tyłu, obejmując go rękami w pasie.
Wybieraj, wybieraj. Jesteś w tym lepszy niż ja — powiedział wesoło, prezentując na nowo swój doskonały humor. Nawet jeśli po pokazie irytacji ze strony Umu, wybitnie starał się powstrzymać przed wgnieceniem go w ziemię i złamaniem mu karku.
Nic dziwnego, że cały czas trzymał Kassira, skupiając się na jego zapachu.
Sponsored content

Targowisko - Page 2 Empty Re: Targowisko

Nie możesz odpowiadać w tematach