Won.

I tyle w temacie.

Jonathan Everett
Jonathan Everett

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 4 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Nie Lut 13, 2022 1:15 am
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Nie chciałem ci przeszkadzać — machnął lekko jednym z uszu, przypadkowo uderzając go nim w policzek. Zanim zdążył jednak jakkolwiek to skomentować, Shane wyrzucił z siebie słowa, które momentalnie wywołały u niego śmiech, kompletnie przysłaniając potencjalne przeprosiny.
Na szampon dla psa? — spytał z prowokującym uśmiechem, nim pokręcił głową na boki – nic to nie da. Nasze futro kręci się pod wpływem wilgoci. Ewentualnie... stoi.
Wskazał ręką na nastroszony ogon, przewracając oczami. Próbował go nawet przygładzić dłońmi, nie żeby cokolwiek to dało. Jak widać, nie miało się obejść bez szczotki. Chociaż w sumie jakąś odżywką by nie pogardził. Nawet jeśli był niezwykle dumny ze swojego pięknego, zadbanego futra, dodatkowa pielęgnacja nigdy nikomu nie zaszkodziła.
Nie no, nie używam ręcznika — uniósł rękę i rozłożył nieznacznie dłoń, zaraz rozbijając o jego nos drobnego, wodnego motyla z cichym śmiechem – wcześniej używałem go tylko po to, żebyś nie narzekał, że paraduję po domu bez ubrań. Mogę być twoją prywatną, profesjonalną suszarką.
Puścił mu oko, zaraz patrząc na niego z nieznacznym rozczuleniem. Uwielbiał, jak się o niego martwił. Uwielbiał wyciągać z niego wszelkie emocje, zwłaszcza te pozytywne. Niemniej wszystkie oscylujące wokół jego osoby, sprawiały, że momentalnie przechodziły go dreszcze. Położył dłoń na jego twarzy, głaszcząc go po policzku kciukiem, nim wsunął palce w jego włosy, przeczesując je częściowo miękkim ruchem.
Jak będę potrzebował, żebyś mnie łapał, to faktycznie zawołam. Albo rzucę się na ciebie jak dama w opałach — ugryzł go w bok szyi, zaraz mrucząc na wspomnienie o wannie — dlatego powinniśmy mieć większą wannę. A szczotka chyba jest w szafce po lewej od zlewu. Chyba.
Rozwarczał się cicho z niezadowoleniem, gdy Shane odsunął go od siebie, popychając w stronę łóżka. Lubił, jak go na nie pchał, ale nie w taki sposób. Wyburczał coś cicho obrażony, zaraz nakładając jednak nową pościel zgodnie z jego prośbą. Nawet jeśli musiał trochę kombinować przy jego obecnym dyskomforcie związanym ze schylaniem się. Dopiero gdy skończył, nieco go olśniło.
Nakarm Moraxa.
Już to zrobił. Nie do końca tak jak powinien, ale...
Wyszedł ostrożnie do kuchni, zaraz patrząc z przerażeniem na walające się po ziemi owady. Nie był pewien czy nie domknął szafki, czy też smok sam ją sobie otworzył. Opakowanie z owadami było jednak prawie puste. Jedna trzecia leżała na ziemi, jedna trzecia w pudełku, domyślał się więc, że pozostała jedna trzecia była w brzuchu tego przeklętego zwierzaka, który właśnie sięgał po kolejny kawałek.
Morax! Jasna cholera — zadziwiające, chyba tylko Jace potrafił krzyczeć, szepcząc. Złapał go szybko pod brzuchem za przednimi łapami i podniósł do góry – Ty tępy idioto, jak się pochorujesz, to będzie na mnie! Zeżarłeś właśnie swoją trzydniową porcję. Jezu jak nic znowu będzie płakał, że cię przekarmiam i jesteś przeze mnie gruby.
Smok beknął w odpowiedzi, zaraz machając z wyraźnym zadowoleniem ogonem. Jace spojrzał na niego z rezygnacją i odstawił na ziemię z cichym jęknięciem, przesuwając nogą w bok, gdy zobaczył, jak znowu biegnie w stronę jedzenia.
No chyba ci wielik na łeb spadł w dzieciństwie. Wynoś się, nie ma więcej żar- powiedziałem, przestań! — zdzielił go w łeb ogonem, widząc rysujące się na mordce oburzenie, przemieszane z dezorientacją. Ściągnął wszystko pozostałe owady do opakowania i wepchnął je do szafki, upewniając się, że tym razem była poprawnie domknięta.
Weź się napij czy coś, żeby ci się w brzuchu ułożyło... — czy miał wyrzuty sumienia? Nie. Po prostu nie chciał, żeby Shane był na niego zły. Doskonale wiedział, że ten mały gnojek i tak się nie pochoruje. Był jak te wszystkie karaluchy. Nie do zabicia i utrudniał mu życie, jak tylko się pojawiał.
... no dobra, może odrobinę go lubił. I nawet się martwił. Ale tylko czasem. Fuknął cicho i odwrócił się, wracając do sypialni.
Zostajesz tu i udajesz, że jesz. Poszuraj miską czy coś — syknął, zamykając za sobą drzwi. Usiadł ostrożnie na łóżku, szukając przez chwilę wygodniejszej pozycji, w końcu podciągając nogi do góry, by objąć kolana rękami. Raz po raz klepał ogonem w pościel, czekając, aż ciemnowłosy wyjdzie z łazienki. Dopiero gdy go zobaczył, jego uszy uniosły się do góry, a twarz wyraźnie rozpromieniła, zupełnie jakby nie widział go przez co najmniej miesiąc, a nie kilka minut. Mina jednak wyraźnie mu zrzedła, gdy zobaczył zachowanie Shane'a.
"Ja... nie powinienem tego robić."
Ogon drgnął nerwowo, gdy zacisnął mocniej palce na kolanach. Był pewien, że serce momentalnie stanęło mu w piersi.
Chyba nie chciał go zostawić? Robił coś źle? Wydawało mu się, że było dobrze. Nawet bardzo dobrze. Ale co jeśli z tego wszystkiego był samolubny i tylko on czuł się w podobny sposób. Wyraźnie spanikował, gdy ręce zadrżały na jego kolanach, obejmując je nieco mocniej.
Aż Shane nie skończył mówić.
Wpatrywał się w niego pusto, raz po raz powtarzając w głowie jego słowa, by upewnić się, że wszystko dobrze zrozumiał. Mimo to nawet wtedy jego słowa po prostu nie miały dla niego sensu. Wykorzystać go? Zmusić? Schował twarz w dłoniach, wypuszczając z siebie głośno powietrze.
Więc to o to chodzi? Myślałem, że ci się nie podobało. Albo, że nienawidzisz mojego głosu. Że dałeś się ponieść chwili, a potem zacząłeś wszystkiego żałować — a on po prostu był głupim, przewrażliwionym idiotą, który wmówił sobie coś totalnie głupiego.
Ale jego idiotą. Który się o niego martwił. I wmówił to sobie, bo najzwyczajniej w świecie nie wiedział, jak to wszystko działa. Bo skąd miałby wiedzieć, skoro nigdy mu nie powiedział? Opuścił nogi na podłogę i poklepał materac obok siebie, zaraz wyciągając do niego dłoń.
Chodź do mnie.
Shane Kassir
Shane Kassir

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 4 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Nie Lut 13, 2022 2:55 am
Przesunął wzrok na jego ogon, gdy objaśniał kwestię odnoszącą się kontaktu futra z wodą. W sumie, to mnie zastanawia zawsze. Nie znosi deszczu... czyli samych kąpieli również?
- Posiadanie takiej mocy to zdecydowanie wygodna sprawa - skomentował z cichym westchnieniem, przypominając sobie, że te kilka lat temu go zmuszał do zachowywania części przyzwoitości i korzystania z rzeczy normalnych dla niego. Sięgając pamięcią wstecz, uświadamiał sobie zarazem, że dość wiele rzeczy musiał mu "nakierowywać", by nie wzbudzały podejrzliwości u innych mieszkańców miasta. W tamtym okresie czasu rudowłosy miał bardzo nieprzewidywalne zachowania.
Chociaż jak tak myślał teraz, to nawet wiele nie zmieniło się.
Przymknął oko, gdy poczuł kciuk na swoim policzku.
- Nie mamy miejsca na większą wannę - przypomniał mu łagodnie. - Już o tym rozmawialiśmy - nie miał pojęcia, jakby musieli zmienić układ pozostałych rzeczy w łazience, by zmieścić nowy element. No i miał wrażenie, że gdyby do tego doszlo, to chłopak by nalegał, by ich kąpiele odbywały się wspólnie. O ile nie wchodziłby do niej bez pytania.
Co już miało czasem miejsce, zanim go nie wyrzucił z łazienki.
Z tej samej, z której wyszedł z niezbyt dobrym nastrojem. Postanowił chociaż zachować się na tyle w porządku, by wyjaśnić sprawę z Jace'em, nim dałby się pogrążyć całkiem myślom. Złote oczy obserwowały jego reakcję, a lodowate uczucie chwyciło jego klatkę piersiową. Jego sumienie musiało mieć rację. Inaczej nie wyglądałby nerwowo.
Ani potem nie sprawiał wrażenie załamanego, gdy chował twarz w dłonie.
- Nie wiem, czy nie za bardzo - wymamrotał niemalże bezgłośnie na kwestię odnoszącą się do tego, jak mu się podobało owe wydarzenie. - Bo rzeczywiście dałem się ponieść chwili - burknął w odpowiedzi na jego słowa, splatając ze sobą palce. - Ciężko to przypisać do planowanego działania - które zaczęło się od jego odruchowego działania. Sypianie z Moraxem nauczyło go niektóre rzeczy robić machinalnie.
Usiadł obok niego, opierając się o bok jego ramienia. Lewą ręką złapał jego dłoń i splótł ze sobą palce, spuszczając zarazem wzrok, kładąc zarazem szczotkę na kolanach. Nie czuł się uspokojony. Czuł się podobnie jak w momentach, gdy tracił całkowitą kontrolę nad sobą, odsuwając świadomie rozsądek podczas dodatkowego efektu jego mocy. Gdy chęć zranienia samego siebie dla wywoływania ciągłego leczenia przesłaniała wszystko inne, w tym wolę najbliższej mu osoby.
- Przecież lubię twój głos - powiedział jeszcze. - Nawet jeśli ci się spodobało, to czy nie jest wymuszoną reakcją przeze mnie? - spytał się ze słyszalną nutką smutku w głosie.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 4 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Nie Lut 13, 2022 4:36 am
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Uśmiechnął się w odpowiedzi, nijak nie zaprzeczając. Miał w końcu rację. Jace uwielbiał swoją moc. Mógł ją wykorzystywać nie tylko do przeróżnych codziennych czynności, ale też masy innych. Uzyskania cieczy na pustyni, sprzedaży jej podróżnikom w celu dodatkowego zarobku, schłodzenia ciała, osłonięcia przed deszczem czy wysuszenia, o którym właśnie wspomniał. A możliwości było o wiele więcej.
Gdyby Kassir nie protestował tak przed wspólną kąpielą, narzekając na brak miejsca, chętnie pokazałby mu kilka innych zastosowań. Niestety, jego skargi ponownie spotkały się z odmową. Fuknął w odpowiedzi, przyjmując nieznacznie obrażoną minę.
Zawsze możemy pozbyć się sąsiada i przejąć jego mieszkanie. Wyburzymy ścianę i powiększymy łazienkę — stwierdził ze śmiertelną powagą. Był pewien, że Shane weźmie to za żart, ale w zasadzie Jace rzeczywiście byłby w stanie posunąć się do podobnych kroków. Niestety Lynne rządziło się swoimi prawami, a nagłe zniknięcie jednego z mieszkańców, jak i przejęcie jego lokum, wiązałoby się z upierdliwymi dochodzeniami. Beznadzieja. No nic, dopóki nic nie wymyśli, będzie musiał go po prostu zabrać na jakąś oazę na Shkretëtirë.
Gdy ciemnowłosy usiadł obok niego, zwrócił się głową w jego stronę. Obserwował uważnie jego mimikę, próbując jakkolwiek powstrzymać narastające w nim emocje.
Shane wyglądał teraz jak nieszczęśliwe szczenię. Widok ten poruszył go tak mocno, że miał ochotę jęknąć z rozczuleniem i przytulać go godzinami, nie pozwalając się ruszyć nawet na centymetr. Padające z jego ust słowa były jednak na tyle przykre, by utrzymywał to wszystko w ryzach. Złapał szczotkę wolną ręką i przerzucił ją na poduszkę. Sam przeszedł nad niego — całkiem zwinnie jak na obecne niedogodności — i usiadł na nim okrakiem, przytulając ich splecione dłonie do swojego policzka. Nawet nie przeszło mu przez myśl, że mógłby przejmować się czymś takim. To tylko potwierdzało, że mimo spędzenia ze sobą tylu lat, nadal znaleźli się na nowej ścieżce, na której musieli się na nowo odnaleźć.
Głupek.
Pocałował wierzch jego dłoni, nie odwracając od niego wzroku. Sięgnął wolną ręką po jego drugą rękę i ułożył ją na swoim ogonie, zachęcając go do przeciągnięcia po nim palcami.
Oczywiście, że nie. Pamiętasz, jak mówiłem ci, że uszy i ogon to nasz słaby punkt, prawda? Jedno i drugie powoduje nieco odmienne reakcje, ale to z kim mamy w danym momencie do czynienia, ma tu największy wpływ. Zdążyłeś zauważyć, jak zareagowałem, gdy dotknąłeś obu, ale kompletnie to przekręciłeś. Jakby ci to przełożyć, żebyś zrozumiał... — zastanowił się przez chwilę, szukając jak najtrafniejszego porównania — powiedzmy, że idziesz ulicą i nagle ktoś do ciebie podchodzi i zaczyna cię dotykać w miejscach, w których nie chcesz być dotykany. Przywaliłbyś mu, prawda?
Zły pomysł.
Samo wyobrażenie sobie podobnej sytuacji, momentalnie sprawiło, że jego wzrok pociemniał. Gdyby ktokolwiek tylko położył na nim palec, zajebałby go na miejscu. Warknął cicho, zdecydowanie zbyt mocno wchodząc we własną wizualizację, nim potrzepał nagle łbem na boki, odrzucając wizję. Skup się, Jace.
Przepraszam. Nie... mam trochę problemy ze skupieniem. W każdym razie... kiedy robię to ja, jest ci przyjemnie, prawda? — zapytał niepewnie, poruszając nieznacznie uszami na bokik.
Kiedy dotykasz mojego ogona to bardzo podobne uczucie. Jest wrażliwy. Bardzo wrażliwy. I powoduje różne reakcje. Ale to nie znaczy, że mnie do czegoś zmuszasz. Kiedy ja cię dotykam, też cię do niczego nie zmuszam, prawda? Chociaż nie chcę, żebyś mi odmawiał — położył po sobie uszy, wyraźnie rozdarty, czy potrafi wszystko przekazać w odpowiedni sposób — to nie tak, że tracimy własną wolę. Bardziej po prostu... powiedzmy, że poddajemy się własnemu instynktowi. Pozwala nam pozbyć się zahamowań dyktowanych strachem, niepewnością czy... jak wy to nazywacie. Przyzwoitością?
Strasznie głupia rzecz.
Chcę ci tylko przypomnieć Shane, że chodzę za tobą od sześciu lat. I wyobrażałem sobie podobne rzeczy od naszego pierwszego spotkania na pustyni, zastanawiając co by było gdybym cię nie powstrzymał. Ale wtedy byś mnie znienawidził. Nie chciałem, żebyś mnie nienawidził, więc musiałem być cierpliwy. I się uczyć. Dzień po dniu — uczyć jak się do niego zbliżyć. Jak zdobyć jego zaufanie i sprawić, by chciał mieć go obok siebie. Przyzwyczajać go do swojej obecności, dotyku i słów. Przesunął ich dłonie niżej i przytulił głowę do jego ramienia.
Jeśli chcesz, następnym razem schowam uszy i ogon. Po prostu z nimi jest przyjemniej. Dużo przyjemniej. Wiruje mi w głowie, twoje palce zostawiają po sobie żar na moim futrze, wzmacnia się mój węch i czułość na dotyk. I jasne, łatwiej tracę kontrolę, ale lubię tracić kontrolę. Z tobą. I chcę ją tracić za każdym razem. Gdybym naprawdę tego nie chciał, to bym ci powiedział, ale zawsze chcę. Poza tym jest jeszcze jedna kwestia — zawahał się nieznacznie, poruszając nieco nerwowo na jego udach, nim cofnął ponownie głowę, by móc na niego spojrzeć. Uszy cały czas przylegały płasko do jego głowy, gdy szukał odpowiednich słów.
Teraz jest mi trochę... ciężej. Kontrolować się. Mamy taki okres w ciągu roku... okres godowy? Hm. U samic zwierząt nazywa się to rują, chyba będzie najbardziej zbliżonym terminem. W naszym przypadku występuje u każdego Woloxa, niezależnie od jego biologicznej płci. Trwa około dwóch miesięcy — był pewien, że Shane był w stanie powoli łączyć ze sobą kropki. Jakby nie patrzeć, wcześniej mówił mu jedynie niezwykle okrężnie o tym, że musi znikać na dwa miesiące, ale nigdy nie podawał większych szczegółów, bojąc się odrzucenia.
Jesteśmy wtedy bardziej... pobudzeni. I uh... bardziej podatni na zawieranie znajomości z osobami, które uważamy za atrakcyjne. Pierwotnie chodziło o przedłużenie gatunku, ale z czasem zmieniło się po prostu w spełnianie potrzeb. Kiedy mamy kogoś, kogo kochamy, instynkt każe nam... no wiesz. Kiedy nie mamy nikogo takiego, jest nieco łatwiej. Ale kiedy mamy go na wyciągnięcie ręki, a nie możemy go dotknąć... — ból mimowolnie odbił się w jego oczach na samo wspomnienie ostatnich lat. Pamiętał jak ciężkie były dla niego co roku dwumiesięczne, samotne wędrówki. Uciekał podczas nich w to co znał. Wystawianie własnego życia na ciągłe ryzyko. Zabijanie bestii, mając nadzieję, że przyniesie mu to jakąkolwiek ulgę. Ale jego umysł i tak wypełniał wtedy tylko Shane. Niejednokrotnie wił się po nocach, walcząc ze sobą, by nie wrócić do Lynne. I czasem wracał. Trzymał się z daleka, obserwował go z miejsc, w których nie mógł go zobaczyć, wmawiał sobie, że da radę, mimo że wielokrotnie był na skraju rozpaczy.
Będę się kleić. Jeszcze bardziej niż zwykle. Będę zazdrosny o wszystko, co się rusza, nawet o Moraxa. Będę warczeć, lizać cię, gryźć, zostawiać na tobie swój zapach pięćdziesiąt razy dziennie. Będę tracił pewność siebie i potrzebował zapewnienia, że nie patrzysz na nikogo innego. Nie odstąpię cię na krok nawet kiedy będziesz chciał iść sam na targzajebię każdego, kto podejdzie zbyt bliskoi będę chciał robić to co robiliśmy wcześniej. Często. Wcześniej też chciałem, ale teraz będę chciał jeszcze bardziej, bo czyny zdominowały wyobrażenia. Poza tym...
Podniósł swój ogon, ponownie rzucając mu nieszczęśliwe spojrzenie, gdy zobaczył jego opłakany stan. Głupia wilgoć.  Położył go wygodniej, przenosząc znowu dłoń Shane'a, by mógł nadal przesuwać po nim palcami. Nawet teraz wystarczył lekki dotyk, by posłać przyjemne impulsy wzdłuż całego jego ciała.
... teraz czuję ulgę. Łatwiej mi się oddycha i mi dobrze. I możesz mnie drapać za uchem — spojrzał na niego z wyższością, zupełnie jakby udzielał mu niezwykle ważnego przyzwolenia, zaraz cicho się śmiejąc. Szybko jednak spoważniał, wpatrując się w niego łagodnie.
Wiem, że to trudne. Trudno to wytłumaczyć, bo wy nie czujecie tego co my. Ale to wszystko to dobre uczucia. Z tobą są dobre, Shane. Więc nie rób z nich czegoś złego, zwłaszcza że są dla mnie bardzo ważne. I pierwsze — wypuścił jego dłoń, by położyć własne na jego twarzy i unieść ją do góry, składając na jego ustach krótki, delikatny pocałunek.
A teraz wyszczotkuj mi ogon. Przysięgam, że jeśli za dziesięć minut nadal będzie wyglądał jak nastroszona szczota, wyjdę z siebie. I zjem Moraxa — zagroził z groźną miną, zmieniając ją po chwili na wesoły uśmiech.
A jeśli masz pytania to pytaj. Wy odkrywcy zawsze macie pytania — powiedział, sięgając po szczotkę, by wcisnąć mu ją w dłonie. Bez czesania nie odpowiadał. Co nie zmieniało faktu, że nadal czuł w sercu drobne ukłucie, którego nie mógł się pozbyć. Zawahał się przez chwilę, nim w końcu się odezwał. W końcu ciemnowłosy też był z nim szczery.
Shane... na pewno tylko o to chodziło? Nie zrobiłem niczego źle? Jeśli zrobiłem, to mi powiedz. Poprawię się — zapewnił go, przesuwając wzrokiem po jego twarzy — nauczymy się wszystkiego razem, prawda?
Zapytał ciszej niż zwykle, kładąc po sobie uszy. Nie chciał, by się nim znudził przez jego brak umiejętności.
Shane Kassir
Shane Kassir

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 4 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Nie Lut 13, 2022 10:54 pm
Patrzył na niego bez słowa, gdy zaczął swój wywód odnośnie wyjaśnienia tej sytuacji ze swojego punktu widzenia, jednocześnie ujawniając mu dodatkowe informacje, których nie uzyskał do tej pory. Jego wzrok był skupiony na nim, jednakże nie dawało się niczego wyczytać z oczu. Dopiero uśmiechnął się bardzo delikatnie, gdy wspomniał o zaistnieniu przyjemności z dotyku. Rozumiał mniej więcej na co chciał go nakierować teraz, chociaż nadal nie pasowało mu to. Dotyk zarazem równał się tworzeniu niewerbalnego sposobu zachęcenia do wykonywania woli danej osoby. Tak, by podporządkowała się temu bez większych oporów.
Przynajmniej tak myślał do momentu całkowitego wyjaśnienia. Jego źrenice nieco rozszerzyły się na ową wieść, a umysł przy okazji dołożył parę innych elementów układanki. Między innymi sam fakt znikania co roku o bardzo regularnych porach. I nieswojego zachowania zaraz przed tym, gdy bardzo okrężną drogą omijał odpowiadania na to, gdzie wtedy szedł... aż po ostatni rok, gdzie dociekał, czy naprawdę musi.
Okres godowy.
No tak. Miało to sens, zwłaszcza, że nie chciał go wystraszyć własnym pożądaniem i pragnieniem fizycznego zbliżenia. Musiał przyznać mu w myślach rację, że pewnie wcześniej by podszedł do tego mocno negatywnie. Początek ich relacji był nieprzyjemny - w końcu próbował go zabić - a sam rozwój przechodził swoje zloty i burzliwe upadki. Jeszcze pół roku temu nie spodziewałby się nawet, że sam z siebie zaproponuje mu zostanie partnerami.
Chociaż tak samo nie myślał o sprawach łóżkowych.
- Czekaj. Chcesz powtórkę tego? - wynikało to z jedynie dziwnego rozwoju sytuacji. Nieco zakręcił się nerwowo na mysl o tym. - Wątpię, bym zdołał być jakkolwiek delikatniejszy - nie planował nawet tego razu, a rudowłosy już najwyraźniej szykował sobie harmonogram powtórki. Czy aż tak potrzebował tego, czy zaś podobało mu się? Ciemnowłosy nie potrafił sobie odpowiedzieć na to, dlatego postanowił na razie spróbować zrozumieć kwestię bardziej zaborczego zachowania, które mu właśnie przedstawił.
Zasadniczo, miał wrażenie, że sprowadzało się do tego, iż zamierzał zaznaczać na każdym kroku, że są razem.
- Postaram się jakoś to znieść. Ale wiesz jak jest ze mną - jego zaangażowania względem ukazywania uczuć zwrotnych były na niższym poziomie niż u Woloxa. Pojawiało się to rzadziej i sporadycznie, jednakże nie oznaczało to w ogóle, że nagle zamierzał zrezygnować z jego towarzystwa.
Chociaż nieco uspokoił myśli, gdy został zapewniony na nowo, że wszystko było dobrze, a Jonathan czuł się lepiej niż wcześniej. Z tego powodu też dał się zaskoczyć pocałunkiem, który spowodował, że lekko zaczerwienił się.
Przyłożył palec do ust, posyłając mu z lekka rozbawione spojrzenie, starając się opanować chwilowe osłabienie swojego skupienia.
- Mamy wiele pytań, ale zarazem chcemy wiele sami odkryć - odparł na jego słowa, biorąc jednak szczotkę od niego, by zaraz potem zacząć rozczesywać jego ogon. - I dziękuję za pozwolenie. Czy na ogon też mam? - starał się delikatnie to robić, stosując do tego zarazem sprawne ruchy. Los Moraxa zależał od tego, nie?
- Pewnie moje pytania będą formować się wraz z rozwojem wydarzeń, Jace. Więc nie zamykaj się na taką możliwość - wymruczał. - Chociaż nadal mnie zastanawia, czy jesteś częściowo masochistą, czy wasz... em... stan... sprawia, że jesteście gotowi znieść każdą możliwość, byleby zaspokoić własną potrzebę w tym okresie?
Zamrugal oczami, widząc jego wyraz twarzy.
- Um. Zasadniczo, z mojej perspektywy to nadal było, że wykorzystałem z premedytacją to, jak reagowałeś na mój dotyk, by próbować jeszcze bardziej pogrążyć cię w tym stanie - przyznał cicho. - Twoje wyjaśnienie nieco rozjaśniło sprawę, ale nadal potrzebuję ułożyć to sobie samemu w myślach - spuścił wzrok. - I sam nie wiem, nie mogę cię na razie poprawiać... To był mój pierwszy raz, więc dopiero kształtuję swoją opinię - puścił mu oczko, chichocząc cicho. - I jak? - zabrał zaraz potem szczotkę, kładąc ją obok siebie, by potem palcami przeczesać miękkie futro. - Jeśli jesteś zadowolony, możemy w końcu zacząć dzień od posiłku. I serio, przestań myśleć o tej wannie. Żadnego planowania pozbywania się kogokolwiek - i tak nie mógł mówić na serio. Prawo miasta nie pozwoliłoby na to. I przede wszystkim, Jace nie był taką osobą, by chcieć kogoś sprzątnąć dla własnej wygody. - Żarty się ciebie dość dobrze trzymają - położy dłoń na tyle jego głowy, po czym przysnął go do swojego czoła, uśmiechając się bardzo łagodnie do tego. - Może kiedyś uda się dorwać większe mieszkanie. Albo kogoś z sensownym gustem do dekorowania.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 4 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Pon Lut 14, 2022 2:31 am
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Ściągnął nieznacznie brwi, kompletnie nie rozumiejąc jego pytania. Dlaczego w ogóle coś takiego powiedział? No bo, wcześniej sam mówił, że mu się podobało, tak?
Ty nie chcesz? — zapytał, wyraźnie zagubiony. Naprawdę ciężko było mu się czasem odnaleźć w toku myślenia ciemnowłosego. Dlaczego miałby teraz nie chcieć czegoś, co sprawiało mu tyle przyjemności?
A kto każe ci być delikatniejszym? Nie wiem co sobie uroiłeś w głowie Shane, ale jeśli wydaje ci się, że spełnieniem moich marzeń jest obchodzenie się ze mną jak z jajkiem to znasz mnie dużo mniej niż sądziłem — co też na swój sposób raniło jego dumę, zwłaszcza że nie tylko znali się od lat, ale też spędzali ze sobą prawie każdy dzień. Nic dziwnego, że położył po sobie uszy, odwracając wzrok.
To, że się do niego kleił, nie znaczyło że zachowywał się jak niezdarne, ludzkie dziewczę potrzebujące obrony na każdym kroku. Płaczące, gdy ktoś mocniej ścisnął je za nadgarstek. Być może daleko mu było do masochizmu Kassira, ale nadal wychował się w walce. Niejednokrotnie ocierał się o śmierć i doznawał ran, które z czasem zaczęły wprowadzać go w stan fascynacji. Nacięcia, siniaki czy złamane kości były czymś, czego doświadczał regularnie, nie był w końcu nie do zdarcia. Obecnie różnica polegała na tym, że Shane po wszystkim składał go w jedną całość. Czasem pozwalając mu nieco pocierpieć, by dostał nauczkę za własną bezmyślność. Skąd więc ta zmiana?
Już dawno nie widział czegoś tak ekscytującego jak pozbawiony kontroli ciemnowłosy. Zwłaszcza że nie było to efektem nadużycia mocy, ale jego samego. Nie przeszłoby mu wcześniej przez myśl, że mógłby go doprowadzić do podobnego stanu. Chciał sprawdzić jak wiele granic będzie w stanie jeszcze przekroczyć. Poza tym...
Przesunął powoli dłonią po jego gardle, wplatając palce w ciemne włosy, nim przysunął się do niego, muskając ustami jego ucho.
Jeśli wydaje ci się, że za każdym razem uda ci się zepchnąć mnie pod siebie to bardzo się mylisz. Jest wiele sytuacji, w których chcę cię zobaczyć, Shane. I uwierz mi, że też nie zamierzam być delikatny, w końcu lubisz trochę bólu, mam rację? — wyszeptał, obniżając nieznacznie głos, przeczesując jednocześnie długie kosmyki, nim odsunął się w tył, poruszając ogonem na boki. Cały czas uważnie go obserwował, nie komentując jego następnych słów. Nie do końca wiedział, jak miał je zinterpretować. Postara się je znieść, czyli będzie oceniał czy to wszystko jest tego warte?
Na jego twarzy przez chwilę odbił się niepokój, nie potrafił jednak znaleźć odpowiednich słów, by go wyrazić. Poruszył nieznacznie uszami, najpierw kładąc je po sobie, a następnie unosząc nieco do góry, nim w końcu uciekł przed nim wzrokiem, skupiając go na ogonie.
Tymczasowo. Na oba. Później ciężko, znowu — wymruczał nieco nieskładnie, kompletnie przestając się skupiać na międzyregionalnej mowie. Nadal wydawał się być nieco rozproszony wcześniejszym tematem, kiedy jednak szczotka raz po raz przeczesywała jego ogon, układając futro w odpowiedni sposób, wyraźnie się rozluźnił. Jakby właśnie ściągnięto z jego barków nie lada ciężar.
Ściągnął nieznacznie brwi, zastanawiając się nad jego pytaniem.
Moi rodzice byli nie do zniesienia. Za każdym razem rozwalali namiot, a potrafili ze sobą sypiać po kilka razy dziennie. Raz moja matka ugryzła ojca tak mocno, że złamała mu obojczyk. Innym razem to on wgniótł ją tak mocno w ziemię, że złamał jej bark. Nie, żeby to sobie wyrzucali, albo jakkolwiek ich to powstrzymywało przed powtórką. Z reguły wynosiłem się wtedy na dwumiesięczne polowanie, wpadając tylko od czasu do czasu, by zostawić nowy łup. Uwierz mi, gdybym mógł, nie chciałbym słyszeć historii o tym jak mój ojciec kopulował z moją matką na zwłokach Scorbry — przewrócił oczami, wykrzywiając nieznacznie usta. Dopiero po chwili, spojrzał na niego uważniej, przekrzywiając głowę na bok – no, chyba że chcesz. Z tobą bym mógł. Chociaż Scorbry dziwnie pachną, nie wiem, czy by ci się spodobało. Wieliki byłyby dużo wygodniejsze, tylko musiałyby żyć. Nie wiem, czy byłyby zadowolone.
Wyraźnie przez chwilę się nad tym wszystkim zastanawiał, nim w końcu oparł głowę o jego ramię, przyglądając mu się z uśmiechem.
Ale spokojnie, mam dużo pomysłów na Lynne. W różnych miejscach — przesunął powoli dłonią po jego udzie, kierując się w górę, tylko po to, by zacisnąć nagle palce na jego wewnętrznej części. Zamruczał cicho i przysunął się bliżej, zmuszając go do podniesienia głowy, gdy znowu spuścił wzrok.
Równie dobrze mógłbyś powiedzieć, że to ja cię wykorzystałem do zaspokojenia swoich potrzeb. Ale nie czuję, żebym cię wykorzystał, skoro obaj tego chcieliśmy. Nawet jeśli nie było to szczególnie zaplanowane. Ale takie rzeczy rzadko kiedy się planuje. Samo wychodzi kiedy chcesz i druga osoba też chce — wypuścił jego twarz, opierając ręce na jego biodrach, wsuwając palce pod koszulkę, by ułożyć dłonie na jego talii. Wtedy Shane wyraźnie go zaskoczył. Jego oczy wyraźnie się rozszerzyły, gdy postawił uszy na sztorc. Nawet jego ogon zdawał się nieco zesztywnieć.
Pierwszy raz ze mną czy pierwszy raz ze wszystkich? Twoja... dziewczyna... — wypowiedział oba słowa z wyraźnym poddenerwowaniem, zaciskając nieznacznie szczękę — nigdy nie?
Nie był w stanie sensownie dokończyć zdania. Jego myśli szybko zostały jednak odciągnięte przez palce przeczesujące futro na ogonie. Zamruczał z zadowoleniem i zwrócił się w jego stronę, poruszając nim miękko w powietrzu. Jego twarz momentalnie rozświetlił usatysfakcjonowany uśmiech. W końcu znowu wyglądał tak, jak powinien.
Idealnie. Dziękuję — musnął wargami kącik jego ust, wysuwając dłonie spod jego koszulki. Przerzucił znowu luźno ramiona przez jego barki, wykorzystując w pełni obecny piękny stan swojego ogona, szastając nim w powietrzu na lewo i prawo z przyjemnym dla ucha dźwiękiem.
Masz ochotę na coś konkretnego? — zapytał, zaraz poddając się jego dotykowi. Zamknął oczy, napawając się z zadowoleniem jego zapachem.
"Może kiedyś uda się dorwać większe mieszkanie. Albo kogoś z sensownym gustem do dekorowania."
Niech będzie — zgodził się w końcu i ponownie zmienił nieco pozycję, by móc objąć go w pasie i wtulić się w niego całym ciałem, przygryzając lekko zębami bok jego szyi – nie zjem Moraxa.
To była bardzo ważna informacja.
Shane Kassir
Shane Kassir

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 4 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Pon Lut 14, 2022 10:42 am
- Nie o to mi chodzi - odparł, poruszając się nieznacznie. - Po prostu... kwestia mentalności. Dziwnie jest mi myśleć o tym, gdy dopiero co skończyliśmy jeden raz - wykrztusił z siebie. - A-ale to wcale nie oznacza, że nie chcę - ostatnie słowa wypowiedział niemalże bezgłośnie. Pomijając wyrzuty sumienia, że mógł przesadzić swoim działaniem, wiedział, że jemu samemu fizycznie też to było potrzebne. Nie był nieczuły na potrzeby tego typu, a przez ostatnie lata tym bardziej niełatwo było na pozwolenie sobie chociażby ulżyć, gdy dorobił się osobistej przylepy, która wchodziła za nim nawet do łazienki.
- Cicho - uciął, poruszając się nieznacznie kolanami. - Sam się o to prosisz, Jace - wykorzystał swoją moc elektryczności, by jego oczy mogły zacząć lśnić złotym kolorem. - Nie przyjmę słowa skargi - zupełnie jakby ten raz miał być zarazem ich najlżejszym. - Chętnie ci pokażę, jak ból może być przyjemny - słowa godne masochisty. Chociaż efekt z oczu zniknął, gdy usłyszał jego deklarację. Dość szybko zaczerwienił się, odwracając wzrok. Uniósł dłoń, by przygryźć paznokieć kciuka w lekko nerwowym odruchu.
- Ja... - powinien odmówić, nie? Powinien. Ale zarazem część jego chciała przekonać się, co kryło się pod słowami rudowłosego. Nadal nie potrafił stwierdzić, na ile był masochistyczny bez nadużywania swojej mocy. Chociaż wykorzystanie jej do te- Shane, stop. Nie rozpędzaj się. - Zdecydowanie nie dam się tak łatwo pokonać - opuścił rękę, spoglądając na niego pewnie. - Może po prostu doprowadzę do tego, że nawet przez myśl by ci nie przeszły takie plany? - zasugerował całkowicie niewinnie i naturalnie. Brzmiało to jak wyzwanie, którego z chęcią zamierzał się spróbować podjąć.
I może nawet nie narzekałby, gdyby przegrał.
Zachichotał ponownie, słysząc jego odpowiedź, by zaraz potem pogłaskać go głowie z niemałym rozczuleniem.
- Dobrze, dobrze - potem pomartwią się, co dalej. Wraz z dzisiejszym dniem przekroczyli nową barierę w ich relacji, odblokowując całkowicie nową możliwość. Ciemnowłosy był prawie pewny, że nawet gdyby chciał chociaż trochę przystopować, Jonathan znalazłby sposób, by dość szybko zmienić jego zdanie. Lecz obecnie nie umiał sobie odpowiedzieć, gdzie leżałyby granice działania. Różnica pomiędzy nim, a samym Woloxem istniała i oznaczała się niemalże w każdym aspekcie ich codziennego życia. Nie żebym w razie czego nie mógł coś wymyślić - delikatnie wzruszył ramionami do własnych myśli.
Opowiedziana historia odnośnie rodziców Jace'a sprawiła, że na moment zamarł, starając się przetrawić otrzymywane informacje, odsuwając na razie kwestie tego, jakie plany zaś miał wobec owej dwójki.
- Może odpuść ze swojej wizji wszystkie żywe i martwe stworzenia - zasugerował, gdy pozbył się pierwszego efektu szoku. - Czyli nawet nie zwracacie uwagi na obrażenia...? - chociaż w ich przypadku byłoby to o wiele łatwiej zignorować. Umiejętność Kassira mogła raz jeszcze przydać się ich dwójce, pozwalając ewentualne fantazje wepchnąć na kolejny poziom.
Chociaż dla zwykłej złośliwości zarazem kusiło go, by jednak dać pocierpieć rudemu.
Syknął mimowolnie, czując jego dłonie w nieodpowiednim miejscu.
- I nie zdradzisz mi, czego się spodziewać? - spytał, biorąc nieco głębszy wdech, by zachować kontrolę nad własnym ciałem. Echo niedawnego uniesienia nadal wisiało w powietrzu, ale nie oznaczało to, że miałby nagle przestawać reagować w jakikolwiek sposób, by palce tamtego zbliżały się do delikatnych części jego ciała. - Chociaż jedno... - naprawdę zamierzał to wszystko pozostawić dla siebie, w niemej tajemnicy?
Przesunął wzrokiem na bok, gdy zmusił go do podniesienia głowy. Przynajmniej na pierwsze słowa, bo zaraz potem spoglądał na niego z wypisaną bezradnością.
- Twoja logika mnie czasem zniewala - przyznał mimowolnie. - Chociaż chyba muszę ci po prostu przyznać rację - i przestać się samego siebie zadręczać z tym faktem. Dostał wystarczająco wiele zapewnień, że musiał zmusić się do odpuszczenia i zaakceptowania stanu rzeczy, że nie zrobił nic złego. Dlatego uśmiechnął się ciepło, czując jego dotyk na swojej skórze.
By zaraz potem pokręcić wyraźnie głową, pozwalając, by jego włosy rozsypały się całkowicie na jego ramionach i plecach.
- Zaskoczony? - chociaż bardziej można było przypisać to do szoku. Nie spodziewał się aż takiego odbioru na jego wyznanie. - Zasadniczo, nigdy nie doszliśmy aż tak daleko w tej relacji. Sama miała swoje obawy, a moje zajęcie zarazem nie pomagało we stworzeniu jej pewności siebie do takiego aktu - zasadniczo, miał tą samą przeprawę nie tylko z nią, ale z innymi osobami. Ale powodów było wiele i musiał przyznać w duchu, że sam też bywał winowajcą. Minimum raz zdarzyło mu się uciec, gdy druga osoba wykazywała chęć do tego typu zbliżenia, gdy on sam nie czuł się psychicznie gotów.
Ciepłe uczucie ogarnęło jego klatkę piersiową, gdy ujrzał jego zadowolenie z powodu poprawnego uczesania ogona. Musiał przyznać, że sama czynność sprawiała i jemu przyjemność. Rozczesywanie miękkiego futra działało zarazem uspokajająco. Przymknął na moment oczy, czując pocałunek w kąciku ust.
- Do usług. I może mięso? - zaproponował mu. - Skoro czeka nas wyprawa, lepiej będzie naruszyć obecne zapasy, by się nie zepsuły - nie posiadali za wiele tego typu składnika, patrząc na miejsce, w którym mieszkali, ale jednak trochę tego istniało. - Z owocami. Mam coś uszykować? - chociaż jego zdolności nadal przez te lata nie były imponujące, pomimo tego, jak starał się opanować umiejętność gotowania.
Przewrócił oczami, po czym parsknął krótko.
- Hola. Morax to nie jedzenie - burknął, nieco przechylając głowę w jego stronę, gdy ten zaczął go przygryzać. - Jak będziesz mnie tak podgryzać, to zaraz zjesz mnie, a nie jakiś posiłek - przesunął dłonie na jego pośladki, chwytając zaraz potem pewnie, nieco podciągając do góry, by ułożyć go sobie wygodniej. W takiej pozie wstał z łóżka. - Aż taki smaczny jestem? - spytał z westchnieniem, po czym skierował się wraz z nim w stronę kuchni, zwyczajnie na świecie go zanosząc. Był wystarczająco przyzwyczajony już do tego na tyle. że poruszanie się i przedostawanie do innych pomieszczeń nie stanowiło problemu.
Zmrużył oczy, przekierowując wzrok w stronę jednego z mebli. Pod nim zaś znajdowało się brązowe stworzenie, leżące na trawiastej podłodze. Tylko, że...
- Od kiedy on śpi z miską na głowie... - spytał się, próbując zrozumieć, o co chodziło. - Ej, pamiętałeś, by mu dać wodę, nie? - raczej powinien wytrzymać dłużej bez wody, ale...
... zarazem też Morax nabrał dość dziwnych nawyków odkąd zamieszkał wraz z Shane'em.
- Myślisz, że mamy jeszcze jakieś napary? - patrząc na deszczową pogodę na zewnątrz, sam zaczął odczuwać chęć spożycia czegoś rozgrzewającego. Ciepło bijące od Jace'a nie pozwalało mu marznąć, ale zarazem tworzyło niecodzienne zachcianki odnośnie zaspokojenia kubków smakowych. - Szkoda, że nie lubisz deszczu - westchnął mimowolnie. Wyjście w taką pogodę było bardzo kuszące, ale nie zamierzał naciskać na to w żaden sposób.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 4 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Pon Lut 14, 2022 2:44 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Jego zagubienie odeszło w niepamięć w przeciągu kilku sekund.
Och. To dobrze — momentalnie się rozpromienił, słysząc wyjaśnienie Shane'a. Czasem naprawdę potrafił się zgubić w jego toku myślenia. Nic zatem dziwnego, że niejednokrotnie wystarczyły dwa zdania, by wyciągnąć go ze stanu przygnębienia czy niepewności – w takim razie poczekam, aż zaczniesz o tym myśleć. Byle nie za długo.
Miał nadzieję, że nie zostawi go na pastwę losu na jakiś miesiąc. Zwłaszcza teraz, gdy jego potrzeby wchodziły na tak wysoki poziom. Z drugiej strony, nikt nie powiedział, że zawsze muszą iść na całość. Było w końcu wiele sposobów, by przynieść sobie wzajemną ulgę. Pytanie brzmiało, czy po rozpoczęciu czegokolwiek, byłby w stanie przestać? Szczerze wątpił. Tak czy inaczej, mógł poczekać. Dwa dni. Albo jeden.
"Sam się o to prosisz, Jace."
Zadrżał nieznacznie na całym ciele w odpowiedzi na jego słowa, przymykając nieznacznie oczy z wyraźnym zadowoleniem. Dopiero wtedy wrócił do niego wzrokiem, unosząc kącik ust ku górze.
Widzisz? Taką wersję ciebie lubię dużo bardziej. Niewyrzucającą sobie, że jest zbyt mało delikatna — przesunął kciukiem po jego dolnej wardze, zawieszając na niej przez chwilę wzrok, nim powrócił uwagą do złotych oczu, mrucząc cicho w odpowiedzi.
Pomruk ten zrobił się dużo głośniejszy, gdy zobaczył jaką reakcję udało mu się wywołać. Jego negacja, sprawiła, że poziom ekscytacji Woloxa tylko wzrósł. Zacisnął palce na nadgarstku jego uniesionej dłoni i przesunął ją w swoją stronę, przesuwając po niej powoli językiem.
Złudne nadzieje. Ale lubię, gdy rzucasz mi wyzwania — wygiął usta w leniwym uśmiechu i zatknął mu włosy za ucho, by ponownie się do niego zbliżyć, muskając je delikatnie nosem, z tym samym szeptem co wcześniej — wtedy wygrana sprawia większą satysfakcję.
Odsunął się w tył już dużo grzeczniejszy, przymykając nieco powieki z wyraźną rozkoszą, gdy pogłaskał go po głowie. Uwielbiał, gdy dotykał jego włosów. Futra też, choć ono pozostawało jednak dość podstępne. Włosy z kolei były po prostu czystą, prawie niewinną przyjemnością. W końcu mało co w umyśle Jace'a było niewinne, gdy chodziło o Shane'a.
"Może odpuść ze swojej wizji wszystkie żywe i martwe stworzenia."
Jak chcesz — wzruszył ramionami, nieszczególnie przywiązany do akurat takiej fantazji – gdybyś zmienił zdanie, to mi powiedz.
W końcu Jace był otwarty praktycznie na wszystko. Zastanowił się przez chwilę nad jego pytaniem, próbując tym samym przeanalizować własne odczucia. Czy przeszkadzałoby mu, gdyby Shane skrzywdził go w przypadku uniesienia?
"Czyli nawet nie zwracacie uwagi na obrażenia...?"
Tak sądzę? Nie chcę wypowiadać się za wszystkich. No i to nie do końca tak, że nie zwracamy na nie uwagi. Nie sprawiłoby mi przyjemności, gdybyś nagle postanowił dla zabawy złamać mi nogę, wbić cokolwiek w trzewia czy zaczął przypalać. Ale jeśli chodzi o rzeczy, które wychodzą przypadkiem przez to jak mocno cię się wczujesz — wzruszył ramionami — nie będę miał nic przeciwko, jak wgnieciesz mnie w podłoże, łamiąc mi przez to bark. Ani jeśli w przypływie ekscytacji porazisz mnie prądem. Ale jeśli zaczniesz to robić specjalnie, raz po raz mnie krzywdząc dla zabawy, wtedy cię powstrzymam. No i postaraj się, proszę, nie łamać mi ogona. Możesz go ściskać, ile chcesz. Głaskać, drapać, wyginać, pocierać. Ale jego złamania bolą dużo bardziej niż reszty kości. Dużo, dużo bardziej — zdarzyło mu się to tylko raz i bez wątpienia nazwałby to najgorszym przeżyciem swojego życia. Nic dziwnego, że w jego głosie zamiast standardowej zaczepności odbiło się jedynie echo wypełniającej go w tym momencie pustki. Kiedyś mu o tym opowie. Ale nie dziś.
Przyglądał mu się wyraźnie zaintrygowany, gdy brał głębszy wdech. Zsunął dłonie nieco bliżej wnętrza jego ud, momentalnie unosząc kącik ust ku górze w złośliwym uśmiechu.
Nie zdradzę, w końcu sam powiedziałeś, że dziwnie ci o tym myśleć — odsłonił zaczepnie kły, machając zawile ogonem na boki. Zamiast standardowych ruchów przypominających wahadło, wił się teraz jak wąż – chyba że ładnie poprosisz.
Mimo własnych prowokacji naprawdę ulżyło mu, że ciemnowłosy w końcu chyba poczuł się nieco lepiej. Nie chciał, by siedział w przeświadczeniu, że zrobił coś źle, gdy już dawno — a może i nigdy? — Jace nie doznał takiego stanu uniesienia.
Zdecydowanie był zaskoczony. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie był pierwszą osobą, z którą związał się Shane. Niemniej świadomość, że to z nim postanowił podjąć podobny krok, momentalnie rozlała po jego klatce piersiowej ciepłe uczucie, które zdawało się go przerastać. Początkowe oniemienie zmieniło się w zawstydzenie, gdy rumieniec wypłynął na jego twarz, szybko ogarniając całe policzki. Wtulił się w niego, próbując znaleźć jakieś ujście dla przepełniających go emocji.
To dobrze — powiedział w końcu cicho, zastanawiając się przez chwilę nad jego następnymi słowami, by odzyskać jednocześnie nieco wewnętrzną równowagę. Miał rację. Musieli zużyć jedzenie, które mieli.
Możesz mi pomóc — zaproponował, cały czas skubiąc jego skórę zębami. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego własne umiejętności kulinarne były na dużo wyższym poziomie niż Shane'a. Co nie znaczyło, że zamierzał odebrać mu szansę do nauki. Nawet jeśli Jace rzadko jadł własne potrawy, preferując surowiznę. Nauczył się wszystkiego tylko po to, by móc się cieszyć z każdego momentu, gdy coś ewidentnie smakowało ciemnowłosemu. Poza tym Kassir kompletnie nie doceniał smaku surowego mięsa z węża. Był jednak gotów wybaczyć mu podobną zniewagę i brak gustu.
Hmm. Z przyjemnością bym cię pożarł, ale rozsądek mówi mi, że wtedy nie będę w stanie chodzić — mlasnął cicho, oplatając nogi wokół jego bioder, jednocześnie trzymając się rękami jego karku. Uwielbiał, gdy go nosił. Zwłaszcza gdy sam o to nie prosił. Zamachał lekko ogonem, przyglądając mu się z zaintrygowaniem. Czy Shane był smaczny? Nie był w stanie stwierdzić w stu procentach, w końcu nie próbował go jeszcze na wszystkie sposoby. Niemniej z czasem zauważył, że smak jego krwi, który początkowo nie sprawiał mu większej przyjemności, obecnie stał się dla niego przyjemnym urozmaiceniem dnia. Nawet jeśli w tym momencie darował mu aż tak głębokich ugryzień.
Przeniósł wzrok na smoka, mimowolnie parskając cichym śmiechem. Co za dureń. Chociaż w sumie może był inteligentniejszy, niż sądził? Nawet jeśli nie do końca o to mu chodziło, gdy kazał mu szurać miską.
Mhm. Może ją całą wypił — po pożarciu takiej liczby owadów, wcale by się nie zdziwił. Przechylił łeb, zaraz wpatrując się w Shane'a, który utkwił wzrok za oknem. Czekał przez chwilę cierpliwie, nim w końcu uznał, że zdecydowanie zbyt długo poświęca uwagę innym rzeczom niż jemu. Położył więc dłoń na jego twarzy i obrócił ją w swoją stronę, zatrzymując przez chwilę w tej pozycji.
Powinniśmy mieć. Jeśli nie, możemy je kupić razem z eliksirami. Wyjdę z tobą na ten deszcz, ale będziesz mnie cały czas do siebie przytulać. Inaczej zostaję w domu. Iwtedyzostajeszzemną — dodał szybko, zlewając przez przypadek swoje słowa w jeden bełkot. Zaraz położył po sobie uszy, szturchając go nosem w policzek.
Naprawdę możemy iść, jeśli chcesz. Za kilka dni wygrzeję się na pustyni, spacer w deszczu mnie nie zabije. Nawet... umyję potem... Moraxa... — powiedział powoli, burcząc coś cicho pod nosem — i chcę smoczy owoc. Skoro nie mogę zjeść twojego smoka.
Zażartował, bawiąc się jego włosami, wiążąc je na ślepo w warkocz, tylko po to, by potem znowu je rozpuścić i ponowić czynność. Uspokajało go to.
Shane Kassir
Shane Kassir

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 4 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Pon Lut 14, 2022 10:58 pm
Nie miał pojęcia, co wynikłoby z tego wszystkiego, więc zarazem nie chciał bezpośrednio się wypowiadać na ów temat. Postanowił to na razie zostawić na później, skupiając się jednak na teraźniejszości. Nie wiedział jeszcze, jak będzie wyglądać jego stosunek do zbliżeń fizycznych, ale zarazem musiał mieć na uwadze dodatkowe aspekty, odnoszące się nie tylko do Woloxa, co i jego samego. Dlatego tak ważna była teraz kontrola.
Chociaż pomijając kwestię rzucania sobie wyzwań, jego odpowiedź odnośnie masochizmu dawała mu wiele do myślenia.
- To ma być zbliżenie, a nie tortury czy walka - skomentował jego słowa, przesuwając wzrok na bok. - Więc jeśli bym przegiął i robił ci krzywdę, to głównie podświadomie, przesadzając z własnymi ruchami - mocne słowa jak na fakt, że mieli ze sobą dopiero jeden raz. - Zresztą, sam masz możliwość mnie zatrzymania, więc tyle dobrze - to było tyle wygodne, że mógł nie kontrolować się kontrolowanie. Nawet gdy nie był z tego powodu zadowolony, co ukazywał już do tej pory nie raz. - Czemu mam ci łamać ogon? - był całkowicie zdezorientowany przez taką możliwość. - To nie jest ani trochę zabawne. Wolę o wiele bardziej go dotykać w inny sposób - macanie ogona o wiele wchodziło w grę. Tak samo jak pocieranie czy głaskanie, by wywoływać odpowiednie reakcje jego ciała co do tego. No i tym bardziej niepokoiła go reakcja rudego na temat takiego potraktowania jego części ciała.
Trauma?
Myślenie o tym musiało pójśc na bok, gdy po raz kolejny zaczął zbliżać się coraz bardziej do niebezpiecznych rejonów. Sapnął ponownie, czując jeszcze dalej jego dłoń, oraz widząc jego uśmiech. Jeszcze trochę i ta cała moja niepewność pójdzie się jeb- - pomyślał momentalnie, wyciągając ręce do góry, by położyć je na jego policzkach, spoglądając zarazem niewinnie.
- Ładnie proszę? - intrygowało go tym bardziej, co miał na myśli. I dlaczego tak szybko zrezygnował z tak szalonego pomysłu jak miłość na żywym stworzeniu.
Chociaż i on potrafił pokazywać po sobie piękne reakcje. W momencie, gdy Shane był całkowicie spokojny, mógł z pełną okazałością widzieć jego zachowanie na wejść o jego wyznaniu. Kochał te chwile łapania go w momentach, w jakich nie spodziewałby się nigdy. Ta czerwień stanowiła nagrodę wobec tego, co zniósł do tej pory.
Przewrócił oczami na temat jedzenia i zjadania.
- Możliwe, nie mogę zaprzeczyć - mruknął, czując jego delikatny zapach tuż przy ciele. - Jednak wiele zależy od rozwoju - chociaż mógł mieć rację, patrząc na jego zaangażowanie wcześniejsze. Zaraz potem nieznacznie zmrużył oczy. - Czyli teraz jeszcze możesz chodzić? - może lepiej, by zwyczajnie skupił się na zwykłej formie pożywiania się i pomógł mu z posiłkiem.
Z tą myślą znalazł się w ich kuchni.
- Mogę cię potrzymać za rękę - odparł. - Tulenie się trochę utrudni chodzenie w deszczu - zamrugał oczami, spoglądając na niego wprost. - I naprawdę? - czyli jednak chciał iść z nim na zewnątrz, pomimo takiej pogody? Popatrzył na niego z dozą ostrożności. - To chodźmy teraz na te zakupy - zadecydował momentalnie, stawiając chłopaka na blacie i posyłając mu ciepły uśmiech. - Wtedy dokupimy sobie też dodatki do naszego posiłku.
Przewrócił oczami na kwestię odnoszącą się do zjadania Moraxa. Tego samego, który poruszył się pod miską, gdy usłyszał ich głosy, po czym potuptał w stronę nóg Shane'a, nadal nie pozbywając się swojego nowego nakrycia łba.
- O rany, co za głupek - mruknął, chichocząc na jego widok. - Chyba jest chętny na ten spacer - skomentował, szturchając go nogą. Stworzenie w odpowiedzi otrzepał się, zrzucając momentalnie przedmiot i wydając z siebie cichy pisk. Uśmiechnął się mimowolnie, po czym jego wzrok skupił się na Jace'ie, by zaraz potem złożyć mu na policzku pocałunek. - Więc można się zebrać na zewnątrz - zamilkł na moment, wyraźnie coś rozważając. -Wiesz, może lepiej będzie rozdzielić się na targu? W sensie, szybciej ogarniemy zakupy dzięki temu i szybciej wrócimy tutaj. Nie chcę, by deszcz ci dawał się jeszcze bardziej we znaki - wyraźnie się martwił o niego. - Mógłbyś wziąć eliksiry. Masz jeszcze moją listę z opisem, nie?
Sponsored content

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 4 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Nie możesz odpowiadać w tematach