Won.

I tyle w temacie.

Jonathan Everett
Jonathan Everett

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 4 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Sro Sty 19, 2022 10:25 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Jesteśmy na pustyni. Wszystko zasycha tu na tyle szybko, że równie dobrze mogłeś nie zdążyć, zbiec. Ale cieszę się, że znasz podstawy zachowywania się po tym jak kogoś zabijesz — oczywiście, że nie zamierzał odpuścić przepychania się. Teraz to już w ogóle nie brzmiał na kogoś, kto faktycznie przepraszał, ale co miał poradzić na to, że wytrącał go z równowagi?
Prychnął z pogardą, odwracając głowę w bok.
Nikomu nie powiem. Myślisz, że nie zdaję sobie sprawy z tego jak bardzo ludzie uwielbiają polować na takich jak ty?czy jaCo nie zmienia faktu, że jesteś chujem. Tak czy siak, dzięki.
Nie powie mu przecież, że sam go do tego zmusił. Jakby nie patrzeć, druga z mocy Jace'a i tak była tajemnicą. Gdyby paplał na prawo i lewo o tym jak to nie potrafi kontrolować innych, już dawno temu skończyłby jako pies jakiegoś gnoja. Przynajmniej przez pewien czas, dopóki i jemu nie narzuciłby swojej woli.
Wmawiaj sobie dalej. To nie ja się podjarałem na to, że ktoś usiadł mi na biodrach — podparł bok jedną ręką, machając drugą z bezczelnym uśmiechem — nie wiem, czy możesz być pewien, że reagowałem gwałtowniej niż ty, skoro nieustannie powtarzałeś, że mam z ciebie zejść, zanim stanie się coś, co mnie zdegustuje, Shane. Kto by pomyślał, wcześniej byłeś dużo bardziej szczery. Kto wie, może kiedyś to powtórzymy i będziesz miał drugą okazję, na podkreślenie jak bardzo cię to nie jara.
Zaraz spoważniał, ledwo powstrzymując narastające w jego gardle warknięcie.
Opanuj się, Jace.
Przestań mnie określać waszymi żałosnymi normami społecznymi — no i warknął. Zaraz po tym fuknął, odwracając głowę w bok z wyraźną urazą.
Jesteś głupszy niż sądziłem — a to akurat go zaskoczyło. Może i nie powinien oceniać ludzi po wyglądzie, ale wyglądał mu na o wiele bardziej rozsądnego niż to, co prezentował sobą w tym momencie.
Niby jaką miałbym korzyść z tego, że ci pomogę? Poza tym jak będziesz szedł w takim stroju, dostaniesz udaru. Może i twoja moc pozwala ci się ogarnąć, ale z tego co zauważyłem, dotyczy raczej nagłych urazów. Jesteś pewien, że możesz sobie pozwolić na długotrwałe wystawianie się na słońce na pustyni? Poza tym nie wiem, czy wiesz, ale — wskazał palcem na torbę — to nie jest kot domowy. Potrafi chodzić i to bardzo dobrze. Jak będziesz go nosił, to sam zrobisz mu krzywdę. Nieważne od tego czy z nim łazisz, czy nie, musisz go przyzwyczaić do tego, żeby potrafił sam sobie radzić w podobnych warunkach. Inaczej szybko zdechnie, bo nie będzie nawet potrafił uciec przed byle Legonem.
Typowy człowiek. Wszystko zawsze chcieli sprowadzać pod siebie, zniewolić i mieć nad tym kontrolę, zasłaniając się dobrym sercem.
Poprawił torbę na plecach i ruszył do przodu w ślad za nim, trzymając się jakieś pół metra za jego plecami, obserwując w milczeniu jego poruszające się na boki włosy. Może faktycznie miał fetysz włosów.
Shane Kassir
Shane Kassir

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 4 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Czw Sty 20, 2022 2:08 pm
- Oczywiście, pierwszorzędny ze mnie zabójca - powiedział ironicznie. - I zdecydowanie stałbym przy tym miejscu, sprawdzając, co się tutaj stało. Masz moją pewność - przewrócił oczami. Nie zamierzał pozostawać dłużny i pozwolić mu na wygraną słowną.
Przygryzł dolną wargę. Fakt, że osoba, której imienia nawet nie znał, wiedziała, jaką mocą włada, nie powodował w nim zachwytu. Nie wiedział, jaki miałby profit w trzymaniu tego w sekrecie, ale nie potrafił się wydobyć na zaufanie mu. O wiele większy profit miałby ze sprzedania takiej informacji albo wykorzystywania tego osobiście.
- A dziękuję. To miły komplement, patrząc na to, z czyich ust wychodzi - skomentował nazwanie go chujem, by potem wzruszyć ramionami. Nie przejmował się tym ani krztę. Nie był miłosiernym samarytaninem, by chętnie dzielić się z własną mocą z każdym napotkanym człowiekiem.
Jego ciało wyraźnie zadrżało. Zaraz potem przyłożył dłoń do twarzy, odwracając się tyłem do chłopaka.
- Ty... to nie o to chodzi... nieważne, zapomnij o tym - machnął dłonią w jego stronę. Nie miał w sobie odwagi, by wyjaśnić, że był wtedy całkowicie nakręcony przez wyleczone wcześniej rany i własną moc. Sytuacja wtedy powstała nie pomagała mu w niczym.
- Nie mów do mnie po imieniu. I najlepiej nie mów wcale - wymamrotał, ciesząc się w duchu, że chociaż spodnie miał suche. Gdyby było inaczej, straciłby teraz całą argumentację. Stracił teraz siły nawet do komentowania słów odnośnie powtórki, odpowiadając sobie jedynie w duchu, że nie zamierza kontynuować tej znajomości.
Zdecydowanie nie.
Chociaż męczenie go i patrzenie jak irytował się, było odświeżające. Tylko, że coś mu nie pasowało...
- Waszymi? - powtórzył po nim. - A ty jesteś jakis inny czy jak? - nie krył zaskoczenia. - Wkurzasz się niezależnie od tego, jaką płeć wymieniam... Ani kobiety, ani mężczyźni - zaczął odginać palce, wymieniając. - Kręcą cię zwierzęta lub inne niestandardowe?
Patrzył na niego z narastającym niedowierzaniem.[/i]
Czy on... obraził się na mnie?
Zaskoczenie zostało wymazane przez zniesmaczenie w momencie, gdy został przez niego obrażony.
- Przykro mi, że zniszczyłem ci wygórowane założenia.
Rozłożył bezradnie ramionami. Oto ja. Głupi Shane. I co ja z tym faktem zrobię? A nie, czekaj. Nic. Nie interesuje mnie opinia nieznajomego. Żałował ino, że nie posiadał zdolności zmuszenia kogoś do ciszy. Bardzo brakowało mu tego w tym momencie.
- Oho. Dziękuję za troskę - wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia. - I dokładną analizę moich umiejętności. Będę mieć to w pamięci, gdy padnę z gorąca przez kogoś kto jest odpowiedzialny za zniszczenie moich ubrań i przedmiotów - wytknął mu. Przez niego znalazł się w takiej sytuacji, sprawiającej zarazem, że wyglądał jak chodzące nieszczęście. I nie zamierzał cokolwiek naprostowywać w kwestii swojej mocy. Spojrzał na bladą rękę, po czym wypuścił cicho powietrze z płuc. - Nie potrzebuję twojego zainteresowania. Zajmij się sobą.
Tymi słowami zamierzał uciąć rozmowę na ów temat. Brak dodatkowych ubrań i wody był poważnym problemem, będącym zwiastunem śmierci na samej pustyni. Zacisnął dłoń na pasku torby, pozwalając sobie rozważyć w myślach, jak daleko było do miasta z tego miejsca i na ile przystanków mógłby sobie pozwolić. Zacisnął mocniej zęby, uświadamiając sobie, że tego typu przeprawa może mocno naruszać jego umiejętność samo regeneracji. Nie brał pod uwagę kompletnie poproszenie o pomoc.
Może to kwestia dumy.
Z rozmyślań wyrwała go dalsza część wypowiedzi, która sprawiła, że popatrzył na niego jak na szaleńca. Na takiego, z którym kompletnie nie chciałoby się mieć do czynienia.
- Jak skończyłeś już jarać się, jaki nie jesteś super, bo znasz biologię i naturę rasy tego malucha, to teraz rusz łbem. Nie zaszkodzi ci - powiedział, nawet nie patrząc na niego. Jednak jego głos zdradzał narastające zdenerwowanie. - Myślisz, że mógłbym go tak tachać wszędzie bez konsekwencji? - spytał się. - Bez ingerencji jego rodziców? - w złotych oczach malowała się demotywacja. - Oni nie zostają sami w tak młodym wieku. Ich rodzice wychowują ich do czasu osiągnięcia danego progu wiekowego, nie opuszczając ich na krok do końca swoich obowiązków - jego słowa przywróciły mu niepokój, który dręczył go przez ostatnie kilka godzin wędrówki. Nie mógł natrafić na żaden ślad, który mógłby poświadczyć o tym, że ktoś z tej rasy znajdował się w pobliżu. Był zły na siebie, że jego poszukiwania na nic się zdawały. - I pomijając fakt, że chodząc sam jest powolny. I ciągle potyka się.
Chęć szybkiego opuszczenia gorącego terenu tym bardziej sprawiała, że nie zamierzał brać pod uwagę zdania rozmówcy. Ani tym bardziej wdawać się w dyskusję z nim na temat czegokolwiek.
- Chociaż nie. Jak ci tak zależy, możesz wziąć odpowiedzialność za niego - dodał jeszcze zgryźliwie. Nie oddał mu jednak torby. Pożegnał się z nim słownie...
... przy czym rudowłosy wcale sobie nie poszedł.
- Czy możesz nie iść za mną? - zatrzymał się, po czym odwrócił się gwałtownie w jego kierunku. - Niemalże czuję twój oddech na swoim karku. Idź sobie - po tych słowach powrócił do wędrówki. Skwar zaczynał powoli dawać się we znaki. Gorące promienie słońca sięgały jego ciała, wywołując nieprzyjemne odczucie, które przypisałby gorączce. Przynajmniej tak wydawało mu się, że normalnie to odczuwało się w czasie choroby. Wypuścił cicho powietrze z płuc, sięgając do torby. Zaraz potem zawahał się, przypominając sobie smętnie, że mógł obecnie zapomnieć o wodzie.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 4 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Czw Sty 20, 2022 3:29 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Zabolało.
Choć przepychanki z nim, głównie pozwalały w jakiś dziwny sposób oderwać się od rzeczywistości, wystarczył bardziej wizualny zwrot, by Jace momentalnie stracił dalsze chęci na dyskusję. Spuścił jedynie głowę, przecierając policzek rękawem.
Ciężko będzie zapomnieć o tym, że ktoś mnie prawie przeleciał na pustyni, chociaż może dla ciebie to normalne — ciekawe, że we wszystkich tematach był taki wygadany poza tym jednym. Nic dziwnego, że właśnie ten temat był dla Jace'a najlepszą bronią.
Sam mi je powiedziałeś — rozłożył ręce na boki, uśmiechając się do niego wesoło. Może nie do końca z własnej woli, ale stojący przed nim mężczyzna i tak nie mógł zdawać sobie z tego sprawy.
"Kręcą cię zwierzęta lub inne niestandardowe?"
Wzdrygnął się, wpatrując w niego pustym wzrokiem. O czym on w ogóle mówił? Jak mógłby ulokować swoje emocje w zwierzęciu, które nie było w stanie, w pełni nawiązać z nim porozumienia? Wypowiadane przez niego słowa były tak płytkie, że na twarzy Jace'a mimowolnie pojawiło się coś pomiędzy zawodem, zdegustowaniem, a rezygnacją.
Jesteście tak płytcy. Segregujecie społeczeństwo, dzieląc je na płcie, wykorzystujecie jako broń, by wyśmiać drugą osobę, stawiając się ponad nią, tworzycie podziały. Przyszło ci kiedyś na myśl, że całokształt danej osoby tworzy coś więcej niż ciało, w jakim się znajduje? Jakie to ma w ogóle znaczenie? Zakochujesz się w kimś przez to, jaki jest w środku, a nie jak wygląda. Wygląd może przyciągnąć twoją uwagę, ale koniec końców będzie absolutnie niczym, jeżeli chcesz spędzić z tą osobą resztę życia, a nie nawiąże się pomiędzy wami więź emocjonalna. Naprawdę wolałbyś być z kimś, z kim nie czujesz podobnej więzi tylko dlatego, że druga osoba, z którą ją czujesz, ma takie samo ciało jak ty? Celowo zaprzeczać swoim emocjom i szukać kogoś innego wbrew sobie? — nigdy nie będzie w stanie tego zrozumieć. Może i Woloxy aż nazbyt poważnie podchodziły do miłości, ale zdecydowanie wolał znajdować się po swojej stronie, niż po tej, po której stał Shane. Mimo że jego wykład bez wątpienia miał niezwykle emocjonalny nakład, nie wyglądał w żaden sposób na zawstydzonego.
Może dla ciebie to powód do żartów, ale przyrównywanie najważniejszej osoby w twoim życiu do zwierzęcia, które nie jest w stanie zaoferować ci wzajemnego zrozumienia, jest przykre.
Część jego miała ochotę dodać jakiś złośliwy komentarz. Rzucić coś o tym, że jeśli martwi się o to, że nie będzie w stanie odpowiedzieć fizycznie na drugiego mężczyznę, to patrząc na sytuację wcześniej, był pewien, że nie miałby z tym problemu. Tematyka skutecznie odebrała mu jednak na to ochotę.
Niezależnie od tego czego nie mówił na temat małego smoka, nie potrafił go zrozumieć.
Shane. To jest zwierzę, a nie niemowlę — choć bez wątpienia masa ludzi miała spory problem w odróżnieniu jednego od drugiego – wiem, że tylko dlatego, że coś ma uroczy pyszczek macie tendencje do wyręczania ich we wszystkim i syndromu opiekuńczego, ale robisz mu w ten sposób krzywdę. Wziąłeś za niego odpowiedzialność, widać, że ci zależy, ale i tak próbujesz być złośliwy i mi go oddać, mimo że wcale tego nie chcesz. Możesz mnie nie lubić, ale nie przerzucaj tego na niego. Jest powolny i ciągle się potyka, ale musi się nauczyć chodzić. Nie nauczy się tego w torbie. Potknie się dziesięć razy, może dwadzieścia, ale w końcu przestanie się potykać. Nauczy się ponownie podróżować w takich warunkach, w jakich powinien żyć normalnie i przestanie być powolny. Musi się nauczyć polować, a nie jedynie przyjmować to, co mu dasz. Na tym polega prawdziwa opieka. Ty po prostu chcesz go od siebie uzależnić i w tym momencie odbierasz mu podobną szansę, bo spieszy ci się do miasta. Bo pewnie myślisz, że masz czas i zrobisz to następnym razem. To niesprawiedliwe.
Zatrzymał się dokładnie w tym samym momencie co on, podnosząc na niego wzrok. Tylko po to, by nijak nie odpowiedzieć i ruszyć na nowo w ślad za nim. Przyglądał mu się uważnie, zastanawiając jak głęboko, musiała sięgać jego niechęć do przyjmowania pomocy, by świadomie narażał nie tylko siebie, ale i istotę, za którą był odpowiedzialny.
Naprawdę myślisz, że poproszenie mnie teraz o pomoc jest gorsze niż to, że zemdlejesz, co biorąc pod uwagę twój stan, wydarzy się za trzydzieści do czterdziestu minut? Zrobię dokładnie to samo, jak będziesz nieprzytomny, co mogę zrobić teraz. Chociaż osobiście myślę, że twoja duma mniej ucierpi, póki nadal będziesz się trzymał prosto, niż gdy będę musiał cię łapać. I twojego smoka. Przed nami dwie godziny drogi. Może trzy, patrząc na to, że pod wpływem słońca zwolniłeś swoje tempo o połowę — dawno nie spotkał się z podobną upartością. Na swój sposób było to fascynujące.
I przerażająco głupie. Nie widział jednak sensu w ponownym wytykaniu mu jego głupoty, skoro zrobił to już wcześniej. Jeśli chciał go jednak nadal utwierdzać w przekonaniu, że miał rację to, kim był, by mu odmawiać?
Shane Kassir
Shane Kassir

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 4 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Czw Sty 20, 2022 9:03 pm
- Ugh. Nie. Zdecydowanie nie - nie miał pojęcia, co go podkusiło, by go traktować w taki sposób w tamtej chwili. - I sam zacząłeś. Ja nie zdążyłem niczego zrobić, a to ty rozsiadłeś się na mnie, jakbyś chciał zaoferować mi swoja noc - skomentował szybko, nie chcąc do końca wchodzić w ten temat. Pokręcił lekko głową, machnął dłonią i uznał, że im prędzej zapomni o tym wydarzeniu, tym lepiej dla niego.
- Ta. Jestem kulturalnym dupkiem - przewrócił oczami. - Że przedstawiłem się w odróżnieniu do ciebie. Brawo.
Kulturalnym i zarazem głupim, chociaż drugie określenie było od strony niechcianego rozmówcy. Musiał przyznać sam sobie, że go rozumiał, ale zarazem i nie.
- Piękne słowa jak na kogoś, kto czerwieni się nawet na myśl o zbliżeniu się - odparł na jego długi wykład. Miał wrażenie, że sposób wypowiedzi wskazywał na to, iż rozmówca stawiał się nad nim. Przekrzywił głowę. Może nad ludźmi...? Uroki mieszkańców? - próbował zrozumieć o co chodziło teraz dokładniej. - Pomijając cały sens słów... Strasznie dziwnie mówisz - przecież dziwne byłoby zakładać, że wszyscy mieszkańcy mają takie zdanie. A co do tego też...
- Nie wiem. Nigdy nie myślałem, by związać się z kimkolwiek - rozłożył ramiona, bezlitośnie podsumowując. - Zwłaszcza, że ty mówisz o pociąganiu emocjonalnym, gdy ja o fizycznym. To dwie różne sprawy.
I tyle z jego bycia dobrym pod względem rozmów o partnerstwie. Ale taka była prawda, że zwyczajnie nie chciał z nim rozmawiać. Ani na ten temat, ani na żaden inny. Czuł się zmuszany do tego jednak wraz z kolejnymi słowami. By chociaż spróbować wyjaśnić coś.
- Czekaj. Ale ja go nie wychowuję - powiedział, marszcząc nieznacznie brwi. - Ja go dzisiaj znalazłem i próbuję odnaleźć jego rodziców. Znaczy próbowałem, póki nie natrafiłem na ciebie i cały mój plan sypnął - nie miał pojęcia jak odbierze jego słowa. Nie chciał już wchodzić coraz głębiej wchodzić w ten temat, uznając go za częściowo bezsensownego. Czuł się odpowiedzialny za smokowatą istotę głównie temu, że ją odnalazł samotną.
Dlatego chciał po prostu to zrobić.
Przesunął wzrokiem, widząc, że nie odpowiadał mu. Nie miał pojęcia co myśleć o tym, ale nie zamierzał spędzać więcej czasu, idąc dalej w stronę miasta. I wtedy nagle on stał nagle rozmowny, co sprawiło, że zatrzymał się i odwrócił w jego kierunku.
- Więc? Niby jak chcesz mi pomóc? - założył ręce na biodra, patrząc na niego zmęczonym spojrzeniem. - I nie. Nie zamierzam cię prosić - nie zamierzał zniżać się do tego poziomu i tym bardziej dawać mu satysfakcję. - Dość dużo pomogłoby mi, gdybyś przestał do mnie mówić. Co ty na to? - kącik ust uniósł się w lekka złośliwym uśmiechu, gdy opuścił ręce. Pustynia nie była przychylna do życia. Gorąc uderzał w niego bezlitośnie. Miał więcej czasu niż przeciętny człowiek w starciu z tą siłą natury, ale kilkugodzinna podróż nie zapowiadała się na tyle, by mógł dotrzeć tam bez szwanku. Shane zdawał sobie doskonale z tego sprawę. - I przestań łazić za mną.
Podjął na nowo wędrówkę. Jego oddech zaczął się robić cięższy. Miał wrażenie, że jego skóra całkowicie nagrzała się, nawet gdy nie było widać na niej ani cienia zaczerwienienia, a co dopiero opalenizny. Dlatego zatrzymał się i przykucnął, chowając głowę pomiędzy ramionami, by wziąc głębsze wdechy. Ile minut minęło? Na pewno więcej niż to, co zapowiadał jego towarzysz. Jego oczy lśniły cały czas na złotawy kolor.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 4 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Czw Sty 20, 2022 9:44 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Parsknął jedynie z rozbawieniem w odpowiedzi, nie dodając nic więcej. Nie musiał nic dodawać. Doskonale wiedział, że jego słowa i tak uderzyły dokładnie tam gdzie miały.
Przecież i tak nie obchodzi cię jak się nazywam. Tak jak cokolwiek na mój temat, więc co za różnica? — zapytał, wzruszając ramionami. Chciał wiedzieć to zapytał. Shane nigdy nie zadał mu podobnego pytania.
I? Nie mam żadnego doświadczenia, więc nie wiem jak mam reagować, a już na pewno na nikim tego nie ćwiczyłem. Nie planowałem całej tej sytuacji, zaskoczyłeś mnie — odpowiedział szczerze, odwracając głowę w bok, by wbić wzrok gdzieś ponad horyzont. Przyglądał mu się jedynie przez pewien czas, nim powrócił wzrokiem do ciemnowłosego. Westchnął cicho, kręcąc na boki głową.
Kompletnie nic nie zrozumiałeś. A przez swoje uprzedzenie do mnie, po złości nie zamierzasz nawet próbować. Nie żebyś miał taki obowiązek — jedyne co go zaniepokoiło to fakt, że strasznie dziwnie mówił. Co to w ogóle miało znaczyć? Czyżby mylił jakieś słowa? Dość mocno przykładał się do języka międzyregionalnego, choć rzeczywiście od czasu do czasu gubił jakieś zwroty.
"Czekaj. Ale ja go nie wychowuję."
Och. Źle zrozumiał całą sytuację.
Wątpię, że ich znajdziesz... skoro cię jednak polubił, a ty nie chcesz go zostawić — przyglądał mu się przez chwilę, nie dodając nic więcej. Może nie był aż takim dupkiem jakiego zgrywał. Co nie zmieniało faktu, że jeśli chciał się nim opiekować, musiał to robić odpowiednio.
Więc mnie nie proś. Wcześniej też mnie nie prosiłeś — nie robiło mu to żadnej różnicy. Jeśli faktycznie decydował się komuś pomóc to nie tylko dlatego, że go o to prosił. Sam do końca nie wiedział czemu za nim szedł, skoro zachowywał się jak ostatni gnój.
"Dość dużo pomogłoby mi, gdybyś przestał do mnie mówić. Co ty na to?"
W porządku — nie miał już siły się z nim kłócić. Co nie zmieniało faktu, że ponownie nie odpowiedział na kolejne słowa. Z drugiej strony, przecież chciał żeby przestał mówić, więc miał idealną wymówkę czyż nie?
Przyglądał się uważnie jego sylwetce, drgając nieznacznie, gdy nagle się zatrzymał. Wystarczyły trzy ciche skoki, by znalazł się przed nim. W przeciwieństwie do Shane'a poruszał się bez najmniejszego problemu, z lekkością która nie do końca pasowała do jego postury. Westchnął cicho i ściągnął torbę, zaraz rozpinając paski swojego płaszcza. Zarzucił go ostrożnie na Shane'a, naciągając kaptur na jego głowę.
Przepraszam, okej? Naprawdę. Wiem, że mi nie ufasz i masz ku temu wszelkie powody, ale myślę że sam nie chcesz skończyć w tym stanie co wcześniej — położył dłonie na kolanach i oparł na nich głowę, wpatrując się w niego dwukolorowymi ślepiami.
Uzupełnię ci wodę. Proszę — wyciągnął ostrożnie dłoń w jego stronę, nieszczególnie spodziewając się kooperacji, ale zawsze warto spróbować. W najgorszym wypadku będzie musiał mu chlusnąć wodą w twarz.
Uparty idiota.
Czemu on w ogóle się o niego martwił? Powinien go po prostu zostawić. No właśnie.
Powinien.
Shane Kassir
Shane Kassir

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 4 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Pią Sty 21, 2022 12:48 pm
- Nie chcę go zostawić samego sobie - mruknął. - Póki nie będę mieć pewność, że nie będzie ze swoimi rodzicami - sumienie dręczyłoby go potem, gdyby pozostawił go na pastwę losu, mając świadomość, że mógł w jakikolwiek sposób zaradzić temu. - Chociaż już nie mam pomysłu, gdzie ich próbować szukać... W głąb Shkretëtirë...? - nie widział żadnych poszlak, które pozwoliłyby mu na znalezienie rodziców zagubionego stworzenia. Nie chciał tracić nadziei, ale rozpacz czaiła się za krokiem, wyraźnie tworząc cienisty ślad na najbliższą przyszłość.
Za to spojrzał z ukosa na swoją torbę. Chwila. Niby on mnie polubił? Mocno powątpiewał w to. Spędzili ze sobą mało czasu - według Shane'a - by mogło powstać przywiązanie. Kassir nie przypominał sobie, by traktował stworzenie jakoś szczególnie wyjątkowo.
Ale wolał zdecydowanie jego towarzystwo niż rudowłosego.
Rozmowy z nim przypominały mu niechciane przepychanki. Do tej pory mężczyzna odpowiadał jedynie na to, co chciał, bez mrugnięcia okiem ignorując pytania, które nie były dla niego wygodne. Gdyby tylko mógł, najchętniej zapomniałby o scenie, jaka odegrała się czas temu. I jeszcze chętniej wymazałby mu to z pamięci. Nie mając jednak takiego przywileju, musiał obecnie znieść jego towarzystwo, niezależnie od tego, jak wysoki brak chęci do tego wykorzystywał.
Niedługo potem pustynną ciszę przerywał świst wiatru i ich oddechy.
Od tamtej rozmowy minęła około godzina wędrówki. Przynajmniej tak zakładał Kassir, który przez ten czas starał się odliczać upływające sekundy, by zająć czymś myśli, bez wiecznego skupiania się na tym, że było gorąco. Do momentu, aż zrobił sobie przystanek. Głębsze wdechy wprowadzały jedynie ból w płucach. Gorące, pustynne powietrze wywoływało odczucie płonięcia w samych płucach. Suchość w gardle i w ustach dodatkowo potęgowała koszmar terenu określonego w ciepłych barwach. Miał wrażenie, że jego głowa dosłownie płonęła. Przeniósł palce na głowę, wsuwając je w włosy.
Ostrożnie. Oddychaj powoli. Zaraz zregenerują się obrażenia.
Nie drgnął, gdy poczuł na sobie materiał. Słowa docierały do niego, ale nie bardzo odczuwał chęć reagowania na nie. Tkwil w ten samej pozycji, skupiając się na uspokojeniu stanu ciała. Nawet jeśli okolica nie pozwalała na to.
Zamrugał oczami, czując wilgoć na twarz. Ostrożnie odchylił się, odwracając twarz w stronę właściciela płaszczu. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy powinien się zirytować na fakt, że został dosłownie oblany. Woda była jednak na tyle odświeżająca, że porzucił momentalnie ten pomysł.
- Jednak umiesz przepraszać - wyrwało mu się. Jego kąciki ust uniosły się w nikłym uśmiechu. Uniósł dłoń, by lekkim ruchem przesunąć kaptur na swoje oczy, zasłaniając przy tym lśniące na złoto oczy. - Dzięki... tak myślę? - zawahał się momentalnie, po czym nieznacznie pokręcił głową.
Nie mam pojęcia, dlaczego mi pomaga.
- Ale raczej- - sięgnął dłońmi, by zdjąć z siebie płaszcz i mu oddać. Zamierzał powiedzieć, że to nic takiego - ignorując całkowicie fakt, że powoli jego organizm nie wytrzymywał - i, że da sobie radę. Jednak zamiar wypowiedzenia i wykonania tego ruchu przerwało piszczenie z torby. Przez przypadkowy przystanek, noszone stworzenie przebudziło się i wytknęło swój pyszczek z torby. Wysunęło języczek w stronę jeszcze wilgotnej dłoni rudowłosego.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 4 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Pią Sty 21, 2022 7:57 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Westchnął cicho, słuchając jego słów. Naprawdę źle go ocenił. Może jednak choć odrobinę różnił się od innych ludzi.
Szczerze? Jeśli zabrałeś go z miejsca, gdzie go znalazłeś to i tak ciężko ci już będzie ich znaleźć. Jeżeli został porzucony przez rodziców, to nikt po nich nie wróci, ale jeżeli po prostu się zgubił i zabrałeś go z otoczenia, gdzie rodzice wiedzieli, żeby go szukać... — wzruszył ramionami — sam mówisz, że ledwo chodzi i się potyka, więc na pewno nie przeszedłby sam kilkunastu kilometrów. Poza tym im głębiej, tym bardziej niebezpiecznie. Scorbry pożerają je codziennie jak podwieczorek. Jeśli faktycznie czujesz się za niego odpowiedzialny to i tak się do ciebie przywiąże. Zresztą, już to zrobił. Wypuściłem go z torby, a i tak, zamiast uciec, ułożył się obok ciebie. To chyba wystarczający dowód.
Nie dodawał już nic więcej w temacie młodego smoka. Jakby nie patrzeć, jeśli Shane chciał się dowiedzieć czegoś więcej, zawsze mógł go zapytać. Co było raczej wątpliwe.
"Jednak umiesz przepraszać."
Uśmiechnął się krzywo, odwracając w głowę, w bok. Mimo wszystko czuł się z tym wszystkim nieswojo. Nie do końca wiedział, jak powinien się zachowywać w jego towarzystwie. Dopiero gdy mu podziękował, znieruchomiał nieznacznie, kompletnie się tego nie spodziewając. Był przekonany, że za swoją próbę pomocy ponownie oberwie polem elektrycznym czy coś.
Pokręcił głową i położył dłonie na jego, odsuwając je od siebie.
Załóż go. Oddasz mi, jak dojdziemy do granicy z Lynne. Założę płaszcz mojego taty — powiedział nieco przyciszonym tonem, zaraz cicho odchrząkując. Piszczenie z torby odwróciło jego uwagę na tyle, by zaraz obrócił się w jego stronę z cichym śmiechem.
Znowu chce ci się pić? Poczekaj chwilę — zebrał nieco wody i machnął palcami, zaraz umieszczając ją w swojej lewej dłoni, którą podsunął do jego pyszczka.
Przynajmniej ty otwarcie mówisz czego potrzebujesz — rzucił Shane'owi zaczepny uśmiech, zaraz pryskając w jego twarz wilgotną mgiełką, znowu się śmiejąc — dasz mi teraz uzupełnić to swoje picie czy muszę odpokutować przez następne dwa kilometry? Bo wiesz, jak chcesz chodzić cały czas mokry, to wystarczy słowo.
Podniósł się do góry, gdy tylko smok przestał pić, trącając go jeszcze wilgotnym palcem w pokryty łuskami nos. Rozłożył powoli płaszcz swojego ojca, narzucając go na siebie i spinając z przodu. Pozwolił, by kaptur przysłonił nieco jego twarz, obracając lekko głowę w bok, by powęszyć cicho przy materiale. Doskonale wiedział, że niedługo straci swój zapach na dobre.
Odwrócił się w stronę Shane'a i wyciągnął niepewnie rękę w jego stronę.
Dasz radę wstać?
Shane Kassir
Shane Kassir

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 4 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Nie Sty 23, 2022 5:34 pm
Doceniał obecną ciszę. Dzięki niej, Shane mógł bez większego zawahania pogrążyć we własnych rozmyślaniach i skupić się na niedawnej rozmowie, powtarzając ją sobie w myślach. Od tamtej pory nie mógł wyzbyć się wrażenia, że popełnił błąd w ocenie sytuacji i zabranie młodego było niewłaściwym wyborem. Przypominając sobie tamtą scenerię, musiał przyznać, że nadal ustawał przy swoim - w tamtym miejscu nie potrafił odnaleźć śladów po dorosłych osobnikach tego gatunku. Przechylił lekko głowę. Porzucenie...? Mało prawdopodobne, ale wiedział, że szansa nie równała się zeru. Każde stworzenie potrafiło przejawiać swój indywidualizm i odstępstwo od znanych norm, doprowadzając do sytuacji, na którą nie każdy był gotów. Może... porwanie? Nie sądził, że ludzie by od tak pozwolili sobie na "zgubienie" smoka. Nie potrafił sobie przypomnieć obecnie, czy młode osobniki stanowiły wystarczającą wartość. Nie pasowało mu to na to, by chcieli przerobić go na materiał - prościej byłoby wtedy zabić I zdjąć skórę. Wysunął język, oblizując suche usta. Ciężko było mu sobie wyobrazić, by dzikie stworzenie podjęło się tego samego.
Jeśli rzeczywiście go niepotrzebnie zabrałem...
Brak dowodów nie znaczył, że rzeczywiście by tam nie wrócili. Nawet jeśli pobliskie poszukiwania nic nie dawały. Przesunął dłonią na wierzch torby. Kwestia przywiązywania się zarazem była dla niego niepokojąca. Nie wiedział, czy zdołałby podołać temu, biorąc pod uwagę miejsce zamieszkania i tryb prowadzącego życia.
Gorzej, jeśli rodzice tego malucha już nie żyją.
Musiał powoli brać pod uwagę najgorszą opcję. Że jeśli ich odnalazłby, to byłyby jedynie pozostałości po ich ciałach, nadszarpnięte czasem, głodem i chciwością. Złapał się momentalnie na myśli, że wolałby oszczędzić takich doznać maluchowi.
Ale nim mógłby mu pomóc, musiał pomóc sam sobie.
Popatrzył na niego zdezorientowany, czując jego dłonie na swoich. Nie chciał być mu dłużny. To była pierwsza myśl. Ale... Czy godzinna cisza wystarczyła na to, by chłopak wyciszył się i zmienił swoje zachowanie? Ton głosu go zmusił do krótkiej refleksji - pozostawienie go z własnymi myślami mogło sprawić, że miał w głowie niedawne wydarzenia. Nie brał pod uwagę ich walki na śmierć i życie, tylko temat, który stał się przyczyną jej powstania. Śmierć rodziców. Świeża sprawa, która nieprędko pozwoliłaby odejść sobie w zapomnienie.
- Ubrudzę ci go - oznajmił krótko.
Pozostawienie sobie płaszcza zabierało mu argument odnoszący się do odgonienia go od siebie. Nie, żeby mnie słuchał. Nie miał pojęcia, co mu chodziło po głowie, zwłaszcza że całkowicie ignorował jego słowa. Odpowiedzialność? Postukał palcem w policzek, odwracając wzrok. Może powinienem mu dać szansę? Istniała możliwość, że tamten chciał odkuć za zaatakowanie go i prawie zabicie.
Stworzenie bez większego oporu zabrało się za wodę, spijając wodę za pomocą języczka. Bez oporu pochłonęło powstałą wodę, w końcowej fazie delikatnie liżąc jego dłoń. Zaraz potem wydało z siebie ciche kichnięcie i pokręciło łbem, czując mokry dotyk na nosie. Kolejny pisk towarzyszył mu, gdy zaparł się łapami o bok torby i z głuchym uderzeniem wpadł na materiał. Kassir mrugnął, patrząc, jak przedmiot wyginał się pod wpływem ruchu malucha, zanim uspokoił się.
Międzyczasie Shane starł wierzchem dłoni ślad po kolejnym ataku wodnym i posłał mu krótkie spojrzenie.
- Jestem mokry i to bez twojej pomocy - ciężko było nie pocić się w tym upale. Pot powoli, ale skutecznie mieszał się z zaschniętą krwią, powodując nieprzyjemne łaskotanie na skórze. - I jak? Nie mogę przechować wody w naczyniu, a nie zamierzam pić ci z ręki - jak zwierze. Nie wypowiedział ostatnich słów na głos, ale pusty wzrok, jaki mu posłał w tym momencie, mógł stanowić zarazem dopowiedzenie. - Będziesz odpokutować z świadomością, że nie mam wody pitnej.
Dobra, Shane. Daj mu szansę, dopóki nie zdecyduje się na ponowną próbę zabicia ciebie. I tak rozstaniecie się w Lynne.
- Raczej - chwycił za jego rękę pewnie, by pomóc sobie w powstaniu na obie nogi. Podjęcie ponownej wędrówki brzmiało niczym dobry plan w jego myślach - zwłaszcza, że wolałby nie dać się złapać gwałtownej zmianie temperatury. Uniósł wzrok, spoglądając na niebo.
Czasu coraz mniej.
Zostało stawiać dalej kroki na niepewnym podłożu.
Sponsored content

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 4 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Nie możesz odpowiadać w tematach