Won.

I tyle w temacie.

Jonathan Everett
Jonathan Everett

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 3 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Pon Sty 17, 2022 11:58 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Przeniósł na niego wzrok, słysząc rzuconą w jego kierunku uwagę. Prychnął w odpowiedzi, nijak nie odpowiadając na jego oskarżenie. Nieszczególnie go dziwiło, że leżący pod nim człowiek nie był w stanie zrozumieć tego, co tak właściwie robił. Większość z nich miała w końcu tak słabe nosy, że nie potrafili nawet wyczuć drugiej osoby wchodzącej do ich mieszkania. No, chyba że mocno się wyperfumowała.
Ciesz się, że w ogóle przeprosiłem. Zwykle tego nie robiębo nie mam już kogo przepraszać. Jakby nie patrzeć, starcia z nim nigdy nie kończyły się zbyt dobrze dla tych, którzy mu się narazili.
Dlatego tak bardzo wcześniejsza nienawiść została zastąpiona ekscytacją, gdy zdał sobie sprawę, że mężczyzna nie umiera. Chociaż nadal był na niego za to nieznacznie obrażony. Jakby nie patrzeć, naprawdę się starał, by go zabić! Z drugiej strony, skoro to nie on był winny całej sytuacji... sam sobie mógł własną bezmyślnością odebrać szansę na zemstę. Morderca musiał w końcu zbiec jeszcze przed pojawieniem się nieznajomego na miejscu.
"Nie mogę anulować... bo nie anuluję."
Czyli znowu się pomylił.
Przesunął ręce na boki, wbijając nieświadomie — i zdecydowanie zbyt mocno — palce w jego biodra z cichym warkotem. Nienawidził się mylić. Dźwięk ustał momentalnie, gdy usłyszał kolejne zdania. Zabrał dłonie z wcześniejszego miejsca i przeniósł je na twarz mężczyzny, chcąc skupić jego wzrok na sobie.
Zdecydowanie nie spodziewał się jednak, że częściowo oswobodzony, użyje swojej wolności akurat w taki sposób. Wyprostował się więc jedynie, widząc, jak podnosi rękę i podążył za nią wzrokiem.
C-co ty... — palce zetknęły się z jego uchem, momentalnie wydzierając z jego gardła zduszony jęk. Zaczerwienił się, raz po raz trzęsąc przy tym na całym ciele. Nawet jego ogon uniósł się do góry z wyraźnie zjeżonym futrem. Próbował coś powiedzieć, ale jedyny dźwięk, jaki był w stanie z siebie wydobyć, był połączeniem cichego dyszenia, zduszonego jęku i pomruku. Dwukolorowe oczy wyraźnie zaszły mgłą, gdy kompletnie przestał myśleć i przysunął się, ocierając o bok jego szyi, po którym zaraz przesunął zresztą językiem, odsłaniając kły. Tak bardzo chciał go ugryźć. Każdy kolejny dotyk jego palców na uchu tylko zwiększał podobne odczucia, gdy przesunął rękami w górę po jego klatce piersiowej, zupełnie jakby chciał go objąć.
A potem nagle wyczuł ruch przy swoim ogonie i momentalnie oprzytomniał.
Przestań! — odepchnął go od siebie i zerwał się na równe nogi, ponownie tracąc równowagę, gdy jego ciało zaprotestowało na tak gwałtowny ruch. Szlag. Dlatego właśnie matka zawsze mówiła mu, żeby chować uszy i ogon, gdy tylko ma ku temu sposobność. Jeszcze tego brakowało, by skończył w wybitnie nieodpowiedniej sytuacji z mężczyzną, którego chwilę temu próbował zabić. Kilka metrów od...
Blask na nowo zniknął z jego ślepi, zmieniając mimikę w tę samą pustą maskę co poprzednio. Jego umysł co rusz negował całą sytuację. Bliski zapach Kassira, bez wątpienia ułatwiał mu odrzucanie rzeczywistości. Prawie padł na kolana, sycząc do samego siebie, nim wyciągnął rękę w jego stronę.
Zrób to, Shane. Jakkolwiek się to robi. Udziel mi swojej mocy — zażądał, nie odrywając od niego wzroku — jeśli nadal będziesz grzeczny, to może się z tobą pobawię. Cokolwiek masz przez to na myśli. Możesz wstać.
Machnął na niego głową, wyraźnie chcąc przyspieszyć jego ruchy. Powoli rozmazujący się obraz mówił sam za siebie. Nie zostało mu zbyt wiele czasu, co najwyżej kilka minut.
Shane Kassir
Shane Kassir

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 3 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Wto Sty 18, 2022 10:18 am
Ból spowodowany od strony wbicia tych palców wywołał cichy jęk ze strony Shane'a. Było to zbyt mało, by mógł mówić o jakimkolwiek zadowoleniu, ale samo zaistnienie było niczym przystawka do czegoś większego. Jego organizm zgodnie domagał się pogłębienia działania, ale zmuszenie go do patrzenia wprost w kolorowe oczy musiało narzucić priorytet działań.
Było miękkie. Palce z łatwością zatapiały się w miękkie futro otaczające ucho, zapoznając się dokładniej z nim. To było całkiem miłe doświadczenie. Mieszkanie i dorastanie w Lynne przyzwyczaiło go do obcowania się z bestiami, ale nie zawsze dawało się natrafić na takie, które można byłoby w podobny sposób traktować. Mimo to, nie zdawał sobie do tej pory sprawy, jak jego ruch działał na drugiego z nich.
Drgnął, czując łaskotanie w okolicy szyi. Ostrożnie wypuszczone powietrze wyszło z niego, gdy do jego uszu dobiegł dźwięk wydawany przez nieznajomego. Źrenice złotych oczu lekko rozszerzyły się, gdy dojrzał zaczerwienienie wypisane na twarzy. Mokry język na jego szyi wywołał w nim drżenie. Umysł próbował przebić się przez zmęczenie z ostrzeżeniem, że coś było nie tak, ale świadomie ignorował to, nie przerywając zaspokajania chęci dotykania miękkiego futerka.
Okrzyk i odepchnięcie było niczym wylanie zimnej wody na głowę. To znaczy, byłoby, gdyby Kassira umysł funkcjonował normalnie. Jednakże teraz jedynie śledził go z lekko wykrzywionymi ustami w uśmieszku, nie podążając jednak za nim. W końcu nakaz "przestania" obejmował brak kontynuacji swojego poprzedniego działania. Jedynie wyciągnął ręce przed siebie, wpatrując się w zaciskające powietrze palce przeplatane przez nadal istniejące pasma.
Beznadzieja.
Było mu obojętne to, co działo się z chłopakiem. Własne problemy powiązane z mętlikiem w głowie i brakiem odpowiedniej satysfakcji stawiał w prioryteryzacji o wiele wyżej. Objął się ramionami, wbijając bardzo mocno palce w przedramiona, by poczuć ból, próbując doprowadzić do samookaleczenia. Rosnące napięcie nie pozwalało mu w pełni próbować śledzić tok wypowiedzi, dopóki nie pojawił się bezpośredni rozkaz.
Użyczyć mu swojej mocy? Przekrzywił głowę, próbując zrozumieć, o co chodziło mu. Elektryczność? Jak na pustyni mógł mu pomóc z taką mocą? Gest mający na celu pośpieszenie go zmusił go do podejścia do tematu z innej strony. I to, co uświadomił sobie, wywołało w nim zniechęcenie, wymieszane jednocześnie z mrowieniem w brzuchu.
Nie chcę.
Ale przecież on tego chciał. Dlatego nie wahał się.
Wbił palce w żyłę lewej ręki, zaciskając mocno. Paznokcie przebiły się przez cienką skórę, powodując momentalne pojawienie się krwi. Krótkotrwały dreszcz przeszedł przez ciało Shane'a, gdy jego spotęgowana moc momentalnie zaleczyła powstałą ranę. Jego niechęć do współdzielenia się mocą został zastąpiony przez narzuconą mu z góry wolę.
To bez sensu.
Nie próbował ponownie tego samego. Także bez wahania złapał go za wyciągniętą rękę i pociągnął ku sobie, by zaraz potem podsunąć mu pod usta miękką część swojego przedramienia.
- Ugryź i pij - nie był w stanie samemu utrzymać na tyle długo zranienie, by móc pozwolić zwyczajnie spijać krew z jego rany. Nie posiadając przy sobie też ostrego narzędzia - ku obecnej irytacji - nie mógł też z łatwością ponawiać samookaleczenie. - Mocno.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 3 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Wto Sty 18, 2022 12:35 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Warknął nisko w odpowiedzi na bezczelny uśmieszek, który po raz kolejny wyrysowywał się na twarzy Shane'a. Denerwował go. Miał ochotę zetrzeć go z jego ust w taki czy inny sposób. Ale nie mógł. Musiał się skupić i przestać odrzucać rzeczywistość.
Więc czemu to wszystko było takie trudne?
Potrząsnął głową na boki, zaraz zatrzymując wzrok na ciemnowłosym. Podążył uwagą za jego palcami, które wyraźnie szukały jakiejkolwiek opcji zranienia samego siebie. Już po raz kolejny. Mógł mieć swoje przypuszczenia odnośnie jego zachowania, ale nie miał żadnego konkretnego potwierdzenia. Nie było to jednak teraz najważniejsze.
Drgnął nieznacznie, gdy został pociągnięty, wpadając na niego całym ciałem z cichym fuknięciem. Nie, żeby jego waga miała jakkolwiek powalić go na ziemię bez celowo użytej siły. Złapał jego przedramię palcami, wbrew jego słowom nie wgryzając się w nie od razu. Zamiast tego obrócił je kilkakrotnie, patrząc na zasklepioną ranę.
Fascynujące. Pierwszy raz widzę coś podobnego, w dodatku działającego na taką skalę — przeniósł na niego wzrok, machając raz po raz ogonem na boki. Mimo wcześniejszej sytuacji nawet nie próbował go kontrolować. Jego zainteresowanie wchodziło obecnie na wyżyny. Chciał go przetestować na więcej niż jeden sposób. Chciał wiedzieć, jak to działa.
Ale jednocześnie, wcale nie chciał mu już zrobić krzywdy. Choć jak widać, sam postanowił go w tym zastąpić. Jak daleko sięgał jego ewidentny masochizm? I kiedy ból satysfakcjonował go na tyle, by przestał? Kiedy stracił przytomność? Czy wcześniej już jej nie stracił? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Chciał poznać je wszystkie. Ale gdzie w tym wszystkim była zabawa, jeśli miał z niego wyciągać podobne informacje siłą.
Krew, no jasne. To ma sens — wymamrotał do siebie, wsuwając powoli dłoń na bok jego szyi, przesuwając po nim palcami — miejsce chyba nie ma znaczenia?
Przytknął policzek do jego gardła, węsząc przy nim przez chwilę, szukając odpowiedniego punktu. Jedno z jego uszu raz po raz ocierało się o policzek Shane'a, wysyłając przy tym pojedyncze sensacje wzdłuż ciała młodego Woloxa. Tym razem był jednak w stanie je zignorować. Odsłonił kły i wgryzł się mocno w bok jego szyi, przesuwając ręce na jego plecy, by przycisnąć go do siebie. Niby zdawał sobie sprawę z tego, że mu nie ucieknie, a jednak i tak automatycznie utrzymywał go w miejscu. Biorąc pod uwagę siłę nacisku, niejedna osoba skończyłaby już ze sporymi siniakami, w miejscach, gdzie wbijał się z całej siły opuszkami.
Woloxy zdecydowanie były większymi fanami surowego mięsa niż krwi samej w sobie. Miały z nią jednak na tyle sporo do czynienia, by nijak go to nie obrzydzało, nawet jeśli jednocześnie nie czerpał z tego większej przyjemności. Nie do końca wiedział, ile powinien wypić. Mniej? Więcej? Kazał mu jedynie mocniej gryźć i nic dziwnego, skoro jego skóra momentalnie próbowała wypchnąć jego kły, zmuszając go do użycia większej siły. Dopiero gdy jego umysł nieznacznie się przejaśnił, wycofał się nieznacznie, czyszcząc jedynie językiem pozostałości krwi na jego skórze. Mlasnął krótko i rozluźnił dłonie, przesuwając je z powrotem na jego twarz. Sam nie wiedział, czemu dotykanie go sprawiało mu tyle przyjemności. Może chodziło o ten prosty fakt, że nie mógł nijak zaprotestować? Potrzepał nieznacznie na boki głową jak zwierzę, momentalnie chowając uszy w ten sam sposób co wcześniej. Nawet ogon zniknął bez śladu, nim uśmiechnął się w jego stronę.
Zwalniam cię z dotychczasowych poleceń. Zapomniałeś już o moich uszach i ogonie, prawda Shane? O wszystkich zwierzęcych atrybutach, w końcu jestem tylko człowiekiem. A teraz możesz iść spać. Jesteś bezpieczny, będę cię pilnował, więc śpij, gdy się obudzisz, będziesz już całkowicie wyzwolony spod mojej kontroli za wyjątkiem odebranej części wspomnienia — pogłaskał go po policzku, zrywając dalsze polecenia. Wzrok nieustannie tracił na ostrości, mimo że fizycznie czuł się dużo lepiej niż wcześniej. Jego oczy w końcu wygasły, wracając do poprzedniej formy, nim uklęknął wraz ze śpiącym ciemnowłosym, obracając się w stronę namiotu. Musiał się nimi zająć.
Shane Kassir
Shane Kassir

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 3 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Wto Sty 18, 2022 9:25 pm
Czekał, nie mogąc pozwolić sobie na wiele więcej opcji. Złote oczy nieco przygasły, gdy rudowłosy poświęcał czas na oglądanie jego części ciała. Przesunął wzrok na bok, bijąc się sam ze sobą mentalnie, próbując zrozumieć przy tym nieprawidłowość, jaka w nim powstała.
Dlaczego to zrobiłem? Nie potrafił odpowiedzieć sobie. Zbyt dobrze pamiętał zachłanność ludzi, chcących zyskać wiele na jego umiejętności leczenia. Dlatego nie kwapił się do chwalenia tym faktem. W normalnych okolicznościach.
Drgnął, czując mocne zaciśnięcie zębów na jego szyi, po czym wydał z siebie ciche, ale zadowolone jęknięcie, którego nie kontrolował. Ból i zadane rany wywołane przez kły mężczyzny znajdowały się na kompletnie innym poziomie niż to, co sam sobie robił. Samoleczenie zareagowało błyskawicznie, usuwając zadane mu obrażenia i zalewając go falą wystarczająco uzależniającą, że na swój sposób satysfakcjonującą. Jego palce na plecach zapewniały dodatkowe doznania, przy których jego moc reagowała w podobny sposób. Drżał mimowolnie, czując jednocześnie zadowolenie i chęć pogłębienia odczuwania, przedłużając przy tym odczuwalną rozkosz.
Narzucony z góry nakaz nie pozwalał mu jednak na nic więcej.
Przymknął oczy, czując ostatnie liźnięcie na swojej szyi. Po ataku na jego szyję nie pozostała nawet blizna - jedynie echo poprzednich odczuć, którymi mógł rozkoszować się w myślach, tęskniąc za ponowieniem. Przynajmniej przez krótki moment, zapominając przy tym o własnej niechęci do przedstawiania swojej mocy.
Jego złote oczy były skoncentrowane w spojrzeniu chłopaka, gdy ponownie trzymał jego twarz w swoich dłoniach. Umysł wyłapywał wypowiedziane słowa, chłonąc je całkowicie, ignorując przy tym coraz to bardziej zmęczone myśli.
- Tak... - powiedział bezwiednie. - Zapomniałem... - patrząc wprost w jego oczy, zaczął odczuwać narastającą senność. - ... zapomniałem... o... o czym? - zaczął gubić się we własnych słowach. Powieki robiły się coraz bardziej ociężałe. - Spać... nie... spać... - nie chciał zasypiać. Walka była skazana z góry na porażkę, dlatego zaraz potem jego oczy zamknęły się, a ciało osunęło na rudowłosego. Oddech wyrównał się, wskazując wprost, że Kassir popadł w wymuszony sen. Długie włosy opadły mu na twarz. Bezwładne i uśpione ciało sprawiało teraz całkowicie bezbronnego. Wraz z utratą przytomności, złoto-zielone pasma zaczęły się rozrzedzać, po pewnym czasie zaniknąć całkowicie.
W pośród ciszy panującej na pustyni dawało się usłyszeć ciche piszczenie. Odłożona czas temu torba należąca do Kassira zaczęła poruszać się wyraźnie, by zaraz potem przez dziurę pomiędzy zapięciem a resztą torby wyłonił się nieduży łeb. Podłużne ciało zaczęło wiercić się, próbując wyślizgnąć się z obecnego uwiezienia.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 3 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Wto Sty 18, 2022 11:39 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Jęk Shane'a tuż przy jego uchu zdecydowanie nie pomagał mu w zachowaniu samokontroli. Nic dziwnego, że przycisnął go do siebie jeszcze mocniej niż wcześniej, wgryzając się głębiej w jego szyję. Zsunął powoli jedną z rąk po jego kręgosłupie, dopiero przy odsunięciu się, ocierając jeszcze o jego gardło.
Przyglądał się w milczeniu, jak ciemnowłosy wyraźnie odpływa, czując gdzieś w środku ukłucie żalu i zawodu, że nie może dłużej przyglądać się jego bez wątpienia fascynującej odsłonie charakteru. Nadal ciekawiło go, gdzie leżały jego granice. Na jak wiele by mu pozwolił?
Teraz musiał jednak zająć się czymś innym. Spojrzał w kierunku torby, zawieszając spojrzenie na nieznanym mu stworzeniu. Miał wrażenie, że gdzieś je już widział... tylko gdzie? Kucnął przy nim i wykopał ręką niewielki dół, zaraz wypełniając go wodą z pomocą krótkiego machnięcia dłonią.
Masz, pewnie chce ci się pić. Musi być tam duszno — wymruczał, otwierając torbę, by wypuścić go na zewnątrz. Skoro zwierzak wyraźnie podróżował w towarzystwie Shane'a to chyba nie powinien zwiać. Przeciągnął niedbale jego rzeczy po piasku, kładąc je obok jego nogi. Przyglądał im się przez chwilę, nieznacznie ciekawy co kryło się w środku. Ostatecznie zatrzymał jednak spojrzenie na nieprzytomnym mężczyźnie, kucając obok niego, by dotknąć ostrożnie palcami jego policzka. Odgarnął jego włosy na bok, wpatrując się w niego w milczeniu, nim spojrzał w górę. Nie mógł go zostawić w otwartym słońcu. Wyprostował się i podszedł do namiotu, wstrzymując oddech, ale nawet to nie było w stanie zabić zapachu, którego zdecydowanie nie chciał teraz czuć.
Skup się.
Zacisnął zęby, powstrzymując z całej siły cisnące mu się do oczu łzy i zerwał kawałek materiału z przedsionka, strzepując go pokrótce. Trzy elementy stelażu wystarczyły, by zrobił nad Shanem prowizoryczne zadaszenie chroniące go przed oparzeniami. Nie wiedział na ile jego moc chroniła go przed takimi rzeczami jak udar, wolał więc nie ryzykować. Dopiero wtedy zwrócił się w stronę swojego domu. Zamknął na chwilę oczy, biorąc kilka płytkich wdechów, nim wszedł powoli do środka. Chyba żadna siła w świecie nie byłaby w stanie przygotować go na to, co zastał. Rozłożony na ziemi materiał całkowicie nasączony zeschniętą już krwią, chrupnął nieprzyjemnie pod jego butem. Jako pierwszą ujrzał matkę. Przebitą na wylot grubym, ostrym, kamiennym stożkiem. Na tyle grubym, by prócz rozerwania jej klatki piersiowej i kręgosłupa, przeszedł też przez brzuch. Rozłożone na boki ręce wisiały bezwładnie w powietrzu, a zmasakrowana twarz nie miała w sobie nic z poprzedniego piękna. Podszedł do niej powoli i ostrożnie ściągnął, podnosząc do góry, nim przytulił ją do klatki piersiowej, klękając na ziemi.
미안해, 엄마. 정말미안해* — wtulił się w jej zakrwawione gardło, czując ten sam znajomy zapach zmieszany z paskudną wonią gnijącego ciała. Mimo to nie odsunął się nawet na chwilę, szlochając cicho, aż jego płacz przeszedł w dużo głośniejszy skowyt, gdy cała ta sytuacja zdawała się dotrzeć do niego w pełni. Stracił ich. Stracił ich oboje na dobre. Nie usłyszy już więcej nucenia swojej matki, gdy oprawiała mięso bestii nad ogniskiem. Nie ułoży się na jej kolanach, zasypiając w towarzystwie delikatnych palców przeczesujących jego rude kosmyki. Nie dostanie w łeb od ojca, gdy po raz kolejny wpakuje się w jakieś bezsensowne kłopoty. Nie usłyszy historii, które opowiadali mu co wieczór, nie chcąc, by zapomniał o ich dziedzictwie. Odsunął się w końcu, gładząc ją jeszcze powoli po uszach, nim nie przytknął swojego czoła do jej, zamykając oczy.
Momentalnie zalała go fala wspomnień. Zbyt gigantyczna, by był w stanie spamiętać je wszystkie i jakkolwiek przez nie przejść. Skrzywił się nieznacznie, widząc przebłyski rzeczy, których zdecydowanie nie chciał wiedzieć. Mimo to nawet na chwilę się nie odsunął, zaciskając jedynie dłonie na wątłych, połamanych ramionach. Aż w końcu fala ustała. Otworzył oczy i ułożył powoli matkę na ziemi, zamykając jej powieki. Dopiero wtedy odwrócił się, szukając ojca. I właśnie wtedy dotarło do niego, dlaczego wszystko było w takim stanie. Przyłożył gwałtownie dłoń do ust, ledwo powstrzymując się przez zwymiotowaniem. Kawałki jego ciała leżały absolutnie wszędzie. Nawet gdyby się starał, nie byłby w stanie zebrać go w całość. Jedynym co niejako przeżyło okropny atak, był jego czarno-złoty ogon. Podszedł do niego powoli, przesuwając po nim palcami.
Zabiję tego, kto wam to zrobił. Przysięgam — powiedział cicho, rozglądając się wokół. Wiedział, że nie może zostawić ich w takim stanie. Przeglądał przez chwilę leżące wokół rzeczy, zaraz znajdując to, czego szukał. Otworzył szkatułkę, wyciągając ze środka drobny papier przyozdobiony malunkiem przedstawiającym całą trójkę. Przód prezentujący oryginalne formy, tył bardziej ludzki, choć pokazujący ich zwierzęce atrybuty. Choć osoba, która go wykonała, nigdy nie zaskarbiła sobie przychylności Jace'a, w tym momencie był wdzięczny, że choć tyle pozostało mu po rodzicach.  Przeglądał wszystko, starając się wyciągnąć jak najwięcej rzeczy, które przetrwały. Fakt, że ich pieniądze pozostały nietknięte, tylko potwierdzał, że nie padli ofiarą przypadkowego ataku. Gdy skończył, przewiesił torbę przez ramię. Nie widział sensu w braniu większości zgromadzonych rzeczy, odkopał jedynie jeden z cienkich płaszczy swojego ojca. Piękny czarny materiał opleciony złotymi i czerwonymi elementami zachwycał nie tylko kunsztem, ale i swoimi kształtami. Kaptur schodzący do środka przypominał nieco ptasi dziób, idealnie zgrywający się z czarnym pierzem wokół szyi i dużą, czerwoną broszką mającą na celu utrzymanie go na ciele. Umieścił go delikatnie pod ramieniem, zaraz podchodząc jeszcze do obojga, zrywając z ich ogonów kępki niepokrytego krwią futra, które zaraz zamknął w dwóch oddzielnych fiolkach, wkładając je do torby obok reszty. Spojrzał raz jeszcze wokół, nim zerwał dach, zgarniając wszystkie części namiotu w stronę środka, tak mocno jak tylko potrafił. Dopiero na końcu wyciągnął jeden z flakonów ze swojej torby i rzucił go do przodu. Szkło rozbryzgało się na wszystkie strony, gdy materiał w ułamku sekundy zajął się błękitno-fioletowym ogniem. Stał jeszcze przez chwilę, obserwując go w milczeniu, nim przeszedł do torby z fragmentami Scorbry, zaraz po tym kucając obok śpiącego ciemnowłosego.
Shane. Obudź się — poklepał go kilkakrotnie po policzku, zaraz ostrożnie gładząc go wierzchem dłoni, tak długo aż wyczuł, że zaczyna się wybudzać. Dopiero wtedy odsunął się na wszelki wypadek nieznacznie w tył. Nie mógł w końcu wiedzieć, jak po tym wszystkim zareaguje i czy nadal będzie poprzednim sobą.


Shane Kassir
Shane Kassir

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 3 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Sro Sty 19, 2022 6:28 pm
Uwolnione stworzenie momentalnie wygrzebało się z torby, po czym stanęło na czterech łapkach. Otrzepało się z pyłu i piachu, po czym podreptało bliżej źródła wody. Wysunął czerwony języczek, spijając otrzymaną ciecz. Dopiero po opróżnieniu dołka, kichnęło i podreptało do śpiącego Kassira, zwijając się w kłębek przy jego brzuchu, korzystając z danego cienia. Jego ślepia spoglądały w kierunku, gdzie znajdował się namiot.
W ten sposób stał się niemym świadkiem płonącego grobu.
Shane zaś... Nie zareagował na próbę obudzenia go. Dotyk rudowłosego nie zrobił większego efektu. Jednostajny oddech świadczył o tym, że nie zapowiadało się na jego przebudzenie. Dopiero po upływie jeszcze większej ilości czasu, drgnął przez sen, po czym wciągnął donośniej powietrze do płuc, powoli rozwierając powieki. Ziewnął przeciągłe, prostując się odruchowo, by rozruszać mięśnie. Czuł się wyśmienicie. Odpoczynek po wzmocnionym działaniu jego mocy zawsze był orzeźwiający i dający najwyższą satysfakcję, wywołując odczucie wyspania. Otworzył oczy, po czym... momentalnie zamarł na widok jego niecodziennego towarzysza.
Dlaczego?
Nie potrafił zrozumieć, dlaczego nieznajomy tutaj był. Dość szybko zaczął analizować możliwe rozwoje wydarzeń. Zabić? Nie. Inaczej byłby martwy. Porwać? Nie. Inaczej zabrałby go gdzieś indziej. Wykorzystać? Nie musiałby nadal czekać. Wydobyć krew? Nie wymagało to humanitarnego działania. Zemsta? Był całkowicie bezbronny przez ten czas. Chciał, bym był świadomy śmierci? Gdyby tak było, zabiłby go zanim utraciłby kontakt z rzeczywistością.
- Więc? Czego chcesz ode mnie? - postanowił go wprost spytać o powód pozostania na miejscu. Zadarł głowę do góry, skupiając wzrok na stworzonej prowizorycznej ochronie przed słońcem, po czym wydał z siebie głębokie westchnienie. Podparł się na rękach, wstając momentalnie na nogi i przechylił się na lewo, kierując dłonie w stronę włosów. Ostrożnie przerzedzał je palcami, pozbywając się nadmiaru piasku z nich.
- Jeśli czekasz na przeprosiny, to nie ma mowy. Zasłużyłeś na porażenie za prawie zabicie mnie - zwrócił się do niego cicho. Skierowane jego stronę oczy były przygaszone. Po poprzednim efekcie nie było ani śladu. - Ale jak na fakt, że prędzej działasz niż myślisz, to jesteś strasznie niewinny - dodał ciszej, unosząc usta w lekko złośliwym uśmiechu. Nie zamierzał przepraszać za swoje zachowanie w żadnym stopniu. - Chociaż pewnie sam bym tak reagował, gdyby ktoś mi chciał zmacać tyłek. Czemu ja to w ogóle chciałem, przecież faceci mnie nie kręcą - ostatnie zdania wymamrotał sam do siebie, prostując się, by potem odgarnąć rozpuszczone włosy za siebie. Nie potrafił zrozumieć swojego zachowania w tamtym momencie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co robił przez ten czas i do czego był zdolny, ale no...
... obmacywanie obcego faceta nie znajdowało się wysoko na tej liście.
Westchnął cicho, spoglądając na stan swoich ubrań. Zakrwawiony i poszarpany materiał ino z nazwy przypominał odzież. Strój nie nadawał się na dalsze wędrówki po pustyni. Jego wzrok powędrował dookoła niego, w poszukiwaniu torby. Mrugnął oczami, odnajdując ją i przykucając, by wyciągnąć z niej...
- Czy ty... kopnąłeś tę torbę? - spytał się, wyciągając namoknięty materiał. Wilgość zniszczyła delikatny materiał, nie pozwalając już na używanie go w pierwotnym zamiarze. Zaraz potem na piasku znalazł się uszkodzony pojemnik z wodą, na który Kassir spoglądał z brakiem wypisanych emocji na twarzy. - Nieważne. Nie rozumiem nadal przyczyny, czemu zostałeś tutaj i nawet pilnowałeś - wskazał kciukiem na stworzone dzieło z części namiotu. - Ale tutaj nasze drogi się rozchodzą.
Nie zamierzał spędzać więcej czasu na pustyni. Tym bardziej w towarzystwie kogoś, kogo imienia nie poznał, a za to znalazł się na liście osób, z którymi nie zamierzał zaprzyjaźniać się. Kassir musiał przyznać sam sobie, że nadal nie przepadał za osoba, które czyhały na jego życie. Sięgnął ręką po małego towarzysza i owinął go w mokry materiał, po czym wpakował go z powrotem do torby. Bez wody i tak niewiele poszukamy. Wybacz, mały - z tą myślą przewiesił torbę przez ramię.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 3 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Sro Sty 19, 2022 7:03 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Widząc, że mężczyzna nijak nie reaguje na jego próby obudzenia, usiadł po prostu po turecku na piasku... i czekał. Zarzucił luźno kaptur swojego obecnego stroju na głowę, by uchronić się przed słońcem i raz po raz poruszał palcami, zmieniając wodę w przeróżne kształty. Unosił swoje twory kilka razy pod słońce, nim nie usłyszał ziewnięcia. Zacisnął momentalnie pięść, rozbryzgując wodną jaszczurkę na drobne krople, które szybko wyschły na nagrzanym piasku.
"Więc? Czego chcesz ode mnie?"
Dobre pytanie. Czego w sumie od niego chciał? Wiedział jedynie, że nie chciał być w tym momencie sam. Nawet jeśli normalnie nie miałby z tym najmniejszych problemów — w końcu z natury wiódł samotny tryb życia, jedynie raz na kilka dni czy tygodni powracając do rodziców — teraz zdecydowanie potrzebował towarzystwa. Problem polegał na tym... że nikogo innego nie miał. Nie odpowiedział więc na jego pytanie, po prostu na niego patrząc.
Czemu miałbyś mnie przepraszać? To ja cię zaatakowałem. Jeśli poprzednie przeprosiny ci nie wystarczą, to powtórzę to jeszcze raz. Przepraszam, że próbowałem cię zabić. Nie sądziłem, że ktoś jest na tyle głupi, żeby dotykać krwi i włosów osób, które leżały martwe kilka metrów dalej, nie myśląc o tym, że ktoś może go wziąć za sprawcę całego wydarzenia. — burknął, zakładając ręce na klatce piersiowej. Nie wyglądało na to, by rzeczywiście czuł się winny, ale co zrobić — Poza tym, ty mnie wyleczyłeś, sam się wyleczyłeś, zająłem się tobą po tym jak zasnąłeś, jesteśmy kwita.
Przynajmniej jego zdaniem.
Co nie zmieniało faktu, że zaczerwienił się, gdy ten przeszedł do następnego tematu. Cholera, to wspomnienie też mógł mu wymazać.
Odważne gadanie jak na kogoś, kto tak wyraźnie jęczał mi do ucha. Poza tym zachowaj swoje lu- — ugryzł się w język, szybko się poprawiając — ... biologiczne, ograniczone dyskryminacje dla siebie — odfuknął wyraźnie obrażony, odwracając głowę w bok. Ludzkie. Prawie wydarło mu się to z gardła, a przecież sam był w tym momencie człowiekiem. Nie do końca wiedział, czy użył w ogóle poprawnych sformułowań, ale zdążył już nie raz zauważyć segregacje, które ludzie stosowali w swoim życiu. Stojący przed nim mężczyzna był tego idealnym przykładem.
Widząc, jak ten wstaje, podniósł się w ślad za nim, patrząc na zniszczony materiał. Wyciągnął rękę do przodu, przenosząc wzrok na jego twarz.
Jeśli mi go dasz, mogę wyciągnąć z niego wilgoć. Nie wiem, czy to przywróci go do poprzedniego stanu, ale warto spróbować. No, chyba że twoja męska duma, której nie kręcą inni faceci ci na to nie pozwala i wolisz coś stracić niż przyjąć moją pomoc — uniósł brwi ku górze, zaraz patrząc na małego smoka.
Dlaczego chowasz go do torby? Przecież one na co dzień żyją na pustyni, więc bez problemu radzą sobie ze słońcem — wskazał na zwierzę, przekrzywiając głowę w bok. Kompletnie zignorował jego słowa o rozchodzących się drogach. Shane jeszcze nie wiedział, że czy tego chciał, czy nie — właśnie dorobił się drugiej przybłędy.
Shane Kassir
Shane Kassir

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 3 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Sro Sty 19, 2022 9:56 pm
- Już ci to mówiłem, ale jesteś beznadziejny w przepraszaniu - skwitował ciemnowłosy jego słowa. - I nie spodziewałbym się, że ktoś może być tak głupi, że założyłby, iż sprawca tego wydarzenia zostałby na miejscu po swoim czynie - zripostował beznamiętnie. -  Ale życie nas zaskakuje, nie? - rozłożył bezradnie ramiona, nie zwracając uwagi na to, że rozmówca się naburmuszył. Nie było mu w głowie, by starać się o jakiekolwiek pozytywne relacje - bardziej chciał się uwolnić i powrócić do domu. Zeschnięta krew nieprzyjemnie kleiła się do ciała, wywołując odczucie niemałego brudu.
-  Nadal nie wiem, dlaczego to zrobiłem - powiedział odnośnie leczenia. -  Ale wiem za to, że będę tego żałować - Co mi strzeliło do łba, że mu dałem się jak na tacy? - spytał samego siebie w myślach. - Czyżby... Eh, nieważne. Nigdy nie myślę nad czymś racjonalnym, gdy jestem wpędzony w tamten stan. I takie mam efekty oto.
Z rozmyśleń wyrwały go słowa rudego. Uniósł przez to brew, po czym przyłoży dłoń do ust, odwracając wzrok, czując, że jego uszy lekko zaczerwieniły się.
- Nie chcę słuchać czegokolwiek na temat jęczenia od fetyszysty włosów - odciął się na jego słowa. - Reagowałeś o wiele gwałtowniej niż ja - czuł, że to było wystarczająco zawstydzające, że nie chciałby drążyć tematu. Niekontrolowanie własnego ciała mogło go jeszcze męczyć przez pewien czas, ale nie zamierzał zarzucać sobie, by żałował. Nie dla nagrody, jaką doznał w momencie aktu, który wywołał w nim takie zachowanie.
Co jednak nie zmieniało faktu, że nie zamierzał pozwolić tamtemu na cień wygranej. Dlatego bez wahania wypomniał mu jego własne zachowanie.
-  To nie dyskryminacje, tylko preferencje. Jak lecisz na facetów, to droga wolna. Życzę wam szczęścia, i tak dalej - przewrócił teatralnie oczami na swoje własne słowa. -  Nie będę i tak rozmawiać z tobą na temat moich upodobań - zwłaszcza, że nadal nie wiedział, czego chciał od niego. Koniec końców wcześniej nie odpowiedział mu na pytanie.
Więc tym bardziej miał dodatkowy argument, by wreszcie przerwać to spotkanie.
-  "Jeśli" to kluczowe słowo - prychnął cicho, specjalnie ignorując jego wyciągniętą rękę. -  Moja męska duma, jak ją pięknie określiłeś, nie pozwala mi na zrobienie czegokolwiek według twojej myśli - niewiele mógł poradzić na narastającą irytację. Nie zamierzał też myśleć o tym, by pozwolić mu na pomaganie sobie. Z góry skazał materiał na przegraną.
Schylił się po swój pojemnik z wodą, wzdychając cicho na widok pęknięcia. Jedna rzecz i wszystko szlag bierze...
- Bo mi się go nosić nie chce - odparł prosto na jego pytanie. -  Nie mieszkam tutaj, a nie zostawię go samego - podzielił się krótką informacją, jednocześnie wyjaśniając mu coś, co było w jego oczach bezsensowne. Bez słowa rozejrzał się, po czym spojrzał na niebo, robiąc wcześniej z dłoni daszek. Zamierzał ustalić pozycję słońca, nim zdecydował się na obranie znanego sobie kierunku - Lynne. Myśl o powrocie na zielone tereny napawała go lekkim optymizmem, poprawiając zarazem humor przy tym.
-  Żegnaj.
Nie obejrzał się za nim. Nie miał pojęcia, co mógł planować, ale nie zamierzał dopytywać nawet. Nie zamierzał robić z tego "swojej sprawy". Pewnie powróci do reszty rodziny, skoro stracił rodziców. To brzmi najbardziej logiczne Pomyślał jeszcze o tym, stawiając kroki na piasku i dziękując w duchu, że obuwie było w całości.
Sponsored content

Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ] - Page 3 Empty Re: Pierwsze spotkanie [ Jonathan x Shane ]

Nie możesz odpowiadać w tematach