Won.

I tyle w temacie.

Jonathan Everett
Jonathan Everett

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 17 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Czw Wrz 08, 2022 1:29 am
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Nie przeszkadza mi to. Przyjemność jest dobra. Dopóki nie krzywdzisz samego siebie rzecz jasna, a obaj wiemy, że często tak się to kończy — wymamrotał, rzucając mu czujne spojrzenie. Nie miał nic przeciwko zabijaniu innych, by spełnić swoje żądze, ale osobista krzywda nie wchodziła w grę.
Ale o to nie musimy się martwić. Powstrzymam cię, gdybyś próbował — zapewnił go, przymykając z zadowoleniem powieki, gdy poczuł jego rękę pomiędzy swoimi uszami. Nie, żeby podobały mu się wypowiedziane przez niego słowa. Co zaraz zresztą wyraził pogardliwym fuknięciem.
To ja oddałbym się tobie — poprawił go, przecinając ogonem powietrze z głośnym świstem – tylko przeszkadzała. I wszystko opóźniła. 나는 그녀를 죽였어야 했다*.
"Więc... nie znikaj tak. Proszę."
Przekrzywił głowę w bok, nie do końca rozumiejąc wypowiedziane przez niego słowa. W końcu nigdzie się nie wybierał, ani tym bardziej teraz nie znikał. Chwilę zajęło mu powiązanie faktów, gdy musiał cofnąć się pamięcią wstecz, kompletnie zapominając już o ich kłótni na pustyni.
Tylko jak mnie zdenerwujesz. Tak jest bezpieczniej. Przecież zawsze wracam — uniósł brew, wyraźnie zdziwiony. Niezależnie od tego, co by się nie działo. W końcu nie wyobrażał sobie życia bez Shane'a u boku, o czym wielokrotnie go zapewniał. Odwracanie się od własnego przeznaczenia było głupotą i świadomym skazywaniem się na nieszczęście.
Zastanowił się przez chwilę nad jego pytaniem, przecierając jedną z powiek wierzchem dłoni. Tego typu tematy zawsze wymagały od niego więcej energii, nic zatem dziwnego, że znowu zaczął upraszczać język, starając się przekazać wszystko tak, by był w stanie to przyswoić.
Ja nie. Mogę próbować, ale przeszłość sama decyduje co mam zobaczyć. By pomóc i uczyć. Moi rodzice potrafili. Pierwsza... generacja. Linia rodowa. Oni potrafili. Dlatego ludzie ich czcili. Jak bóstwa. Ja jestem z drugiej — wytłumaczył, nie do końca wiedząc na ile to wszystko było dla niego w ogóle zrozumiałe — moi rodzice byli jednymi z pierwszych Woloxów. Początek naszej rasy. Pierwsi mieli jedno dziecko. Potem... dużo. Dlatego pierwszych najmniej. Drugich też mało. Dalsze linie dużo częstsze, im dalsza, tym więcej. Wyższa generacja, większa moc.
Przesunął językiem po zębach, nie odpowiadając na jego kolejne pytanie. Nie było w porządku. Jak zawsze, gdy myślał o swojej kuzynce. Dlatego właśnie prychnął, gdy wspomniał o cierpieniu, unosząc dumnie głowę.
Nie ma ze mną szans. Zwłaszcza w prawdziwej formie. Kłamliwa dziwka — zawarczał, szybko się jednak uspokajając. Zwłaszcza na wspomnienie o jedzeniu. Pokiwał głową na jego słowa, podnosząc się do góry i zeskakując lekko na ziemię. Przeciągnął się z cichym pomrukiem, podchodząc do okna, by wyjrzeć na zewnątrz, wygrzewając się przez chwilę z zadowoleniem w promieniach słońca.
Tak. Możesz je obrać — powiedział, zwracając się znowu w jego stronę, machając na boki ogonem. Jakby nie patrzeć, Jace był w stanie jeść je w całości. Wiedział jednak, że ludzie obierali je z pancerza i twardej skóry. Nie miał więc nic przeciwko podzieleniu się obowiązkami.


Shane Kassir
Shane Kassir

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 17 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Czw Wrz 08, 2022 2:23 am
- I tu jest konflikt interesów. Samoleczenie wtedy sprawia mi taką błogość, że mogę się od tego uzależnić. Ciężko mi to słowami opisać. Więc ranienie się jest wtedy najłatwiejszym wyborem. Chociaż nie ma co się przejmować. Leczą się błyskawicznie - co tylko powodowało, że zapędzał się dalej. A jeśli nie pozwalał mu się ranić dla leczenia, nie akceptował grzecznie rzeczywistości, nie czekając aż moc rozładuje się sama z siebie. W dodatku marnowanie takiej okazji uznawał za zbyt niepotrzebne, by to zrobić. Wiedział, że Jace mógł go z łatwością powstrzymać, ale... ciężko było stwierdzić mu, czy tego chciał.
- Nadal, Jace. Wiem, że jej nie lubisz, ale wtedy czułem coś do niej większego - i weź tu wytłumacz Woloxowi coś, co nie obejmowało jego rasy. - Więc zdrada to zdrada nadal. Niezależnie kto komu się by oddał - chciał być po prostu sprawiedliwy wobec kobiety. - I co powiedziałeś? Nie jestem Moraxem, by zrozumieć ten język - co nadal było zaskakujące, że akurat smokopodobna istota rozumiała coś z tego. Przynajmniej tak przy obserwował Kassir, gdy czasem po kryjomu przyuważył, że Morax reagował w momencie usłyszenia dźwięków w nieznanym jemu języku.
- Nie wiem, Jace. Mówisz, że wracasz, ale gdzie? Do domu? Do miejsca, z którego poszedłeś? - zostawiając go samego na pustyni bez słowa powodował nie tylko fakt, że nie wiedział Kassir co robić wtedy. Tak jak ostatnio zadecydował na poczekanie mimo złych warunków. Poczuł nieprzyjemny uścisk w gardle. - Nawet nie wiesz, jak się wtedy czuję, gdy mnie zostawiasz bez słowa - równie dobrze po powrocie mógł już zastać go martwego. Albo już nigdy nie odnaleźć. Ciemnowłosy nie spodziewał się jednak, że na myśl o zostaniu samym będzie czuć dziwną pustkę w brzuchu. Może za bardzo przyzwyczaił się do jego obecności, mimo iż był zdecydowanie zbyt odmienny od niego samego.
Chociaż przynajmniej tutaj go nie zbył.
Na ile było zrozumiane? Wcale. Wiedza ludzi odnoście Woloxów... raczej nie można powiedzieć, że istniała. Wiedział jedynie tyle, co przekazywał mu Jonathan, a i tak tego było niewystarczająco. Chłopak decydował się na swój wybór i moment, kiedy chciał mu tłumaczyć coś, a różnice językowe powodowały, że jego chłopak bardzo często mówił zbyt prostym językiem. Chociaż nawet z tak niewielkich informacji dowiadywał się zarazem bardzo dużo o nim samym, czy też o jego rasie.
- Czyli według ludzi jesteś półbogiem? - podsumował szybko, unosząc brew. - Nie zaprzeczę, jeśli chodzi o wygląd, ale... - zdecydowanie nie nadawał się na wierzącego. - Cóż, dziedziczenie krwi. Ale ze mnie kapłana nie zrobisz, zbyt mało elegancki na to jestem - zachichotał cicho. - Brzmi jak rozrzedzenie mocy przez dziedziczenie. Czyli rozumiem, że możesz część rzeczy, ale nie nad wszystkim masz kontrolę.
Czy ja go denerwuję teraz?
- Prawdziwa forma? - powtórzył za nim. Przechylił lekko głowę na bok, mrugając oczami. Rzeczywiście, nie znał go cały czas w tej wersji, ale czy to oznaczało, że jeszcze więcej skrywał? Jego głowę dźgnęła igła smutku i zarazem lekkiej irytacji. Akceptowanie tych wszystkich tajemnic bez możliwości ich poznania swobodnie nierzadko bywała męcząca dla niego wewnętrznie. Zwłaszcza, gdy z drugiej strony Wolox chciał - i wiedział - bardzo wiele o nim samym. Nierzadko przy ich kłótniach się łapał na tej myśli, podważając niegdyś, czy ich związek ma prawo się rozwijać dalej pod tym względem.
Mimo iż sam zaproponowałem, żebyśmy byli razem.
- Zgaduję, że nie lubicie się? - westchnął, mając na uwadze jego reakcję na wspomnienie o nieznajomej. - Chociaż ciężko powiedzieć. Na mojego brata też czasem warczysz - chociaż nie mógł sprawić, by oboje nagle się polubili. Z innej strony nie był pewny, czy istniał jakikolwiek człowiek, którego Jace lubiłby.
- Okaaay - zsunął się z łóżka, by pójść na szybko obmyć twarz oraz dłonie. Rzucił jeszcze kontrolne spojrzenie na pokój, upewniając się, że Jace tutaj był, nim poszedł do kuchni zająć się mięsem. Zadbał jeszcze o to, by Morax miał pożywienie i wodę. Wyleguje się na dachu? Po czym przeszedł do zajęcia, zajmując się tym dość sprawnie. Przełożył je do miski, by w drugiej zebrać niejadalne dla siebie przedmioty.
- Jace, gotowe. Jace? - obmył dłonie, by potem przejść do ich pokoju, gdzie widział ostatni raz rudego.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 17 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Czw Wrz 08, 2022 3:34 am
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Wiedział.
Oczywiście, że wiedział, że błyskawicznie się leczył. Jakby nie patrzeć, zdążył się już o tym przekonać na własne oczy niejednokrotnie. Do stopnia, gdzie był przekonany, że Shane najzwyczajniej w świecie umarł, broniąc go przed napastnikami.
"Wiem, że jej nie lubisz, ale wtedy czułem coś do niej większego."
Tyle wystarczyło.
Źrenice Jace'a momentalnie się zwężyły, gdy odsłonił kły w pełnej okazałości, wydając z siebie przepełniony istną furią warkot. Jak widać, przejście w przypadku jego wściekłości rozpędzało się od zera do stu w przeciągu kilku sekund.
Wcale nie. Czujesz to do mnie, nie do niej. Była tylko głupią pomyłką — wycedził spomiędzy zębów, strosząc całe futro na swoim ciele. Zazdrość zdawała się wypełniać każdy skrawek jego ciała, przejmując na nim kontrolę do tego stopnia, by nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że obie jego tęczówki zaczęły błyszczeć typowym dla nich światłem, mimo że nie używał żadnej ze swoich mocy.
Temat miłości zdecydowanie był dla Woloxów zbyt delikatną sprawą, by ot tak potrafił odpuścić.
Znajdę ją. Znajdę ją i zajebię jak psa.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego gdzie ją wysłał. I choćby miało mu to zająć tygodnie, wytropi ją i pozbawi ją łba.
Pogrążony w narastającej nienawiści, kompletnie zignorował jego pytanie, jak i uwagę, że Morax go rozumiał. Dlatego też nie potwierdził jego słów, ani im nie zaprzeczył.
Sprowadzenie samego siebie na ziemię wymagało od niego mnóstwo energii. Ledwo powstrzymywał się od zaciskania dłoni, wiedząc, że zrobiłby tym samym krzywdę leżącemu pod nim Shane'owi. W końcu przeskoczył na niego wzrokiem, choć jeszcze przez chwilę dało się w jego oczach dojrzeć zimną nienawiść.
Domu? Ja nie mam domu. Jestem tam, gdzie ty jesteś. Na zawsze. Jeśli umrzesz, umrę razem z tobą. Jeśli ja umrę, ty umrzesz razem ze mną — mlasnął cicho, wypuszczając powoli powietrze nosem. Podniósł ręce, przesuwając nimi kilkakrotnie po uszach, by ułożyć nadal nastroszone futro, zaraz robiąc to samo z ogonem.
Przekrzywił głowę w bok na jego pytanie.
Pół? Nie. Ludzie nie rozróżniają generacji. Czczili nas. Jak resztę. Hm... wszyscy bóstwa, pierwsza generacja stwórcy. Zesłannicy? Połączeni z sercem magii. Nasze połączenie jest mocne, ale nie tak mocne jak pierwszych. Rodzice rozmawiali. Z sercem. Drudzy słyszą tylko szepty. Czują jego dotyk. Jak przeznaczenie — wytłumaczył, zaraz poruszając nieznacznie ogonem na boki, chyba nieco udobruchany wspomnieniem o wyglądzie. Podrapał się po policzku na kolejną wypowiedź, próbując ją sobie poukładać w głowie.
Hm... weźmy moc ziemi. Na gigantycznym obszarze, ale im dłuższe użycie, tym większe zmęczenie. Używamy jej dłużej. Dużo dłużej niż ludzie. Dlatego woda przy grobowcu słuchała, formowała, tak jak chcę. Drudzy tworzą i kontrolują. Duże powierzchnie. Pierwsi... pierwsi widząc Lynne w oddali... zatopić całe miasto w piasku, jednym ruchem — było to chyba najodpowiedniejsze przełożenie ich potęgi. Położył po sobie nagle uszy, gdy jego ramiona wyraźnie opadły w dół.
Dlatego nie rozumiem. Moi rodzice... — kto był w stanie pozbawić ich życia? Jak tego dokonał? Jakim cudem przeciwstawił się istotom stworzonym z czystej magii? Wbił wzrok w jego klatkę piersiową, unosząc niemrawo głowę dopiero przy wspomnieniu o prawdziwej formie. Podniósł rękę, pokazując trzy palce.
Trzy formy. Dla bezpieczeństwa. Pierwsza, ludzka, by zmylić wasz wzrok. Druga, by wpasować się w tłum. Zwraca uwagę, lecz ludzie mają... też mają ogony. I uszy. Od mocy. Używamy jej przy bliskich, bo emituje zapach mocniej niż pierwsza. Mocniej wyczuwalny dla bestii. Trzecia jest prawdziwa. Kiedyś używaliśmy jej na co dzień. Ale miesza wam w głowach — opuścił dłoń, by przesunąć powoli palcami po jego twarzy.
Ciężko ją opisać. Budzi wiele emocji. Zachwyt, miłość, podziw, szacunek, lęk. Paraliżuje, podporządkowuje naszej woli, wywołuje potrzebę ochrony. Im dłużej z nią obcujesz, bardziej się przyzwyczajasz. Dlatego kapłani... stale. W świątyni. Rzadko opuszczali na dłużej, by osłabić wpływ. A ludzie czcili. Zawistni nienawidzili — i właśnie ich nienawiść, jak i zawiść doprowadziła do rozlewu krwi istot, które nigdy nie zamierzały posunąć się do jakichkolwiek aktów agresji.
Twój brat, twoja rodzina. Irytujący, ale dba. O ciebie. Nie zrobiłbym mu krzywdy... zbyt dużej. Alice mąci w głowach. Łże, wykorzystuje i bawi się innymi. Niszczy dla własnej rozrywki. Od zawsze. Jej zawiść kazałaby jej odebrać wszystko, co przynosi mi szczęście — wytłumaczył, odpowiadając na ostatnie pytanie. Mimo wszystko był z siebie całkiem dumny. Jakby nie patrzeć, mówił Shane'owi wszystko, czego chciał. Zamachał ogonem wyraźnie zadowolony, przekonany, że i jego partner docenia wszystkie podane przez niego informacje.
Obserwował jak Kassir wychodzi do kuchni, dopiero wtedy wskakując na parapet, by zaraz wyskoczyć zwinnie w stronę dachu i podciągnąć się do góry. Przeskoczył lekko dużo wyżej, układając się z pomrukiem na nagrzanych dachówkach. Zamknął na dobre powieki, jedynie od czasu do czasu poruszając końcówką ogona czy uszu.
"Jace?"
Otworzył oczy i ziewnął przeciągle, podnosząc się leniwie do góry. Zdążył się jeszcze przeciągnąć, nim ruszył lekko w dół i zeskoczył na wystający ze ściany nad oknem drewniany drążek, zaraz zwieszając się na nim do góry nogami, by spojrzeć na Shane'a.
Już?
Shane Kassir
Shane Kassir

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 17 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Czw Wrz 08, 2022 11:57 am
Mógł się go bać teraz, gdy widział jego agresywną postawę. Ciężko było zapomnieć, że jego emocje potrafiły popadać ze skrajności w skrajność, ale czasem miał wrażenie, że odpowiednie tematy tylko bardziej to w nim pobudzały. Jak wcześniej na pustyni, jak i teraz, gdy wspomniał o swojej byłej. Jednak nie Kassir był źródłem powodu tego gniewu, dlatego też nie czuł aż takiej obawy. Chociaż zarazem nie rozumiał czemu sam Jace zaczął się denerwować.
- To tobie zaproponowałem ślub, nie jej - odpowiedział na jego słowa, nie spodziewając się, że mogła mu się uruchomić zazdrość mimo iż od lat nie widział kobiety na oczy. - I to tobie jedynemu oddałem swoje ciało. Więc tak. Czuję do ciebie te emocje - czy musiał go zapewniać o swojej miłości? I czy w ogóle dostrzegał te słowa zaślepiony swoim zachowaniem? Poczuł lodowaty dreszcz na plecach na widok jego nienawiści w oczach. Dlaczego? Zaraz potem ogarnął go niemały smutek. Nie chciał widzieć u niego tego typu zachowania, niezależnie od źródła. Miał wtedy wrażenie, że negatywne emocje za bardzo przejmowały u niego kontrolę i zapominał o ciepłych uczuciach wobec Kassira.
Umrę wraz z tobą? - powtórzył w myślach, patrząc na niego pytająco. Zaraz potem przechylił głowę na jedną, a potem na drugą stronę.
- Sken? - nie przychodziło mu na myśl nic więcej niż tajemnicze zjawisko, jakie mu opisywał na pustyni. Coś, czego nadal nie potrafił zrozumieć i nawet nie wyobrażał sobie tego, że coś zmusiłoby go do zabicia samego siebie po śmierci partnera. Mimo to, Jonathan był tego całkowicie pewny. W dodatku coś jeszcze go dotknęło bardziej. Że nie miał domu. Mało kiedy dopuszczał do siebie ową myśl, ale wiedział, ze jedyne, co przywiązywało rudowłosego do danego miejsca był on sam. A gdyby nie to, że Kassir kochał tereny Lynne, pewnie nie spędzali by tutaj czas.
Zaskoczyło go jednak, że zdecydował się go wtajemniczać. Prostymi jak na siebie słowami - jak zwykle - ale jednak próbował mu zobrazować to wszystko i przedstawić w sposób zrozumiany dla niego, jako niewtajemniczonego człowieka. Idea serca magii była dla niego całkowicie obca, ale ludzie w normalnych okolicznościach nie myśleli o czymś takim kompletnie. Nie był pewny, czy były osoby, które w tym świecie uważały, że coś takiego istnieje.
- Hm... - starożytne cywilizacje były dziwne, ale zarazem też intrygujące. - Czyli nawet teraz coś słyszysz? - czy z tego brała mu się kwestia, że uznawał, iż oboje są połączeni ze sobą? Ciężko było potwierdzić, gdy zarazem nie odczuwało się tego samodzielnie. I to było jednym z problemów w ich relacji.
- Za duża potęga - wizja zatopienia miasta jednym kaprysem brzmiała przerażająco. Wiedział, że w takich momentach jego moc pozwalająca na przeżycie wielu obrażeń, byłaby bardzo stawiana pod znak zapytania. - I... Eh. Kiedyś odnajdziemy prawdziwych zabójców ich - i jak w takim przypadku uznał, że Kassir ze swoimi mocami mógł im wstawić czoła? Zbyt duże mniemanie o nim musiał mieć wtedy. Ale musiał przyznać, że tym bardziej miał pewność, że Woloxy nie miały nic wspólnego z obecnymi rasami, jeszcze z przed Apokalipsy. Osłabienie mocy rozumiał przez to, że rozmnażały się między sobą, a nie bezpośrednio z źródła, jak jego rodzice.
- Chciałbym kiedyś ją zobaczyć - przyznał odnośnie formy. Nie byłby sobą, gdyby nie pozwolił ciekawości przemówić. - Chociaż jestem zwykłym człowiekiem... - ale w końcu mu pokazywał drugą formę, z tego co zrozumiał. - W sumie, mieszkałeś w świątyni? - przechylił głowę na bok, złapany jeszcze przez taką myśl. Ale tak. Chciał to zobaczyć. Nawet jeśli zareagowałby jak każdy inny człowiek.
- Zanotowane. Od dzisiaj omijać szerokim łukiem każdą dziewczynę, która przedstawi się jako Alice - zadecydował momentalnie. Czy był zachwycony? Tak. Ale nie nieznajomym stworzeniem, a tym, że otwierał się na niego jego własny chłopak, a nie zbywał pytań. Same informacje pozwalały mu na poznanie chociaż częściowo to wszystko, ale zarazem rodziły i nowe. I nie omieszkiwał je zadawać w najbliższej przyszłości.
Nie ma go. Gdy wszedł do pomieszczenia, nie ujrzał nigdzie znajomej rudej kity. Nie mówił, że wychodzi. Momentalnie zamarł, czując ciężar na barkach i zalewający go zimny pot. Przez moment pomieszczenie wydawało się być mu jednocześnie za duże, i za małe, pogrążając go w nieznanej sobie ciemności, będącej bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem. Wbił wzrok w ziemię, łapią wdechy i obejmując się. Dopiero jego głos spowodował, że uniósł głowę. Wzrok jaki posłał Woloxowi wyrażał strach, przerażenie, ale zarazem i ulgę. Zacisnął do samej krwi paznokcie na swojej skórze.
- Dlaczego? Dlaczego zostawiłeś mnie bez słowa? - wykrztusił. - Czy ja znowu coś źle zrobiłem? - nieprzyjemny uścisk w żołądku doprowadzał go do mdłości. Całkowicie zbladł. Czy to przez to, że wspomniał o byłej? Źle zrozumiał jego przekaz? Przez to, że mu opowiedział trochę o swojej rasie? Jego głowę przechodziło dużo myśli, gdy próbował zrozumieć, dlaczego chłopak zniknął. Uczucie paniki powoli ogarniało jego myśli, osłabiając myśli i doprowadzając do czystej chęci płaczu. - Nie zostawiaj mnie... - jego warga drżała.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 17 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Czw Wrz 08, 2022 1:14 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Słowa Shane'a na pewno go udobruchały. Nawet jeśli nie zaprzeczył własnym uczuciom względem kobiety w przeszłości, udało mu się okręcić nimi Jace'a tak, by nie zwrócił na to uwagi.
Czy to znaczyło, że zamierzał darować jej życie? Zdecydowanie nie.
"Sken?"
Nie jesteś gotowy na Sken — odpowiedział jedynie, podnosząc wzrok, by spojrzeć przez okno. Kassir dopiero co wyraził chęć wiary w przeznaczenie, był to jednak zaledwie mały krok do przodu na trasie ich relacji. Gdyby w tym momencie Jace znalazł się na skraju życia bez najmniejszych szans na poprawę, wiedząc, że zostały mu wyłącznie minuty czy sekundy...
... bez wątpienia użyłby swojej mocy, by nakazać mu popełnienie samobójstwa. Żaden z potencjalnych scenariuszy nie zakładał opcji, w której Shane mógłby dalej żyć po jego śmierci i związać się z kimś innym.
Jego pytanie odnośnie serca magii sprawiło, że znieruchomiał. Poruszył się nieco na jego biodrach, wiercąc się, dopóki nie znalazł wygodniejszej pozycji.
Widzę. Szepty zbyt ciche, potrzeba skupienia. Medytacja pomaga. Ale tylko, gdy chce, nie zawsze coś do mnie mówi — wytłumaczył, świdrując go wzrokiem.
Nie odpowiedział na słowa o odnajdywaniu prawdziwych zabójców jego rodziców, przenosząc jedynie ponownie wzrok za okno.
"Chciałbym kiedyś ją zobaczyć."
Spojrzał na niego kątem oka. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak wielki miałby na niego wpływ. Ze względu na ich relację, wątpił, by miał być on w jakikolwiek sposób negatywny. Tylko i wyłącznie dlatego przez chwilę rozważał jego propozycję, ostatecznie kręcąc jednak głową.
Nie teraz. Kiedyś. Obiecuję — złapał go za dłoń, wsuwając swoje palce pomiędzy jego, nim przytknął ją do ust, a następnie do własnego policzka.
Nie. Świątynie upadły setki lat temu. Nikt nie pamięta. Ale odwiedzaliśmy je. Opiekowaliśmy. W świątyniach kontakt z sercem jest najmocniejszy, dlatego rodzice odnajdywali i zajmowali. Ale pamiętam, przez wspomnienia. Mojej matki. Czasy bóstw, kapłanów i harmonii. Wszystkie... — wyraźnie się zawahał, kładąc po sobie uszy. Wypuścił powoli jego dłoń, ewidentnie walcząc ze sobą. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wiele z ich tajemnic nie powinno ujrzeć światła dziennego, dopóki nie zawrą Sken.
Jace nie zamierzał jednak wypuścić Shane'a ze swoich rąk niezależnie od tego czy je nawiążą, czy nie. Gdyby próbował go zdradzić, zabiłby go bez wahania.
Świątynie... przez połączenie z sercem emanują magią. Dlatego budowano na nich miasta — wyrzucił w końcu z siebie, ugniatając lekko jego ciało palcami, wyraźnie szukając jakiegoś ujścia dla własnego niepokoju — ludzie już nie pamiętają. Ale nadal je zamieszkują. Lynne, Isenvee.
Zamilkł na chwilę, analizując coś w głowie, nim ponownie powrócił do niego uwagą.
Pokażę ci... po ślubie. Świątynię. I prawdziwą formę. Teraz nie — przestrzegł, chcąc z góry uciąć jakiekolwiek potencjalne prośby, które naruszałyby jego własny komfort. Choć tradycja ludzi była niezwykle płytka w porównaniu do Sken, była dla nich czymś ważnym. Dlatego uznał to za sprawiedliwe warunki.
Uśmiechnął się, niezwykle zadowolony z faktu, że Shane zamierzał unikać wszelkich Alice. Choć na jego gust mógł unikać wszelkich dziewczyn, niezależnie od ich imion. Całe szczęście i tak chodzili wszędzie razem, mógł więc upewnić się, że żadna z nich nie będzie próbowała się do niego zbliżyć.
Nie spodziewał się, że po zejściu z dachu zastanie podobny widok. Wpatrywał się w Shane'a, kompletnie nie rozumiejąc jego reakcji.
Byłem na dachu. Dachówki się nagrzały, jest ciepło — obrócił się, zeskakując na parapet, by zaraz wylądować miękko na podłodze w ich pokoju. Podszedł do niego, kładąc dłonie na jego twarzy, by unieść ją ku górze. Polizał go z wypisanym w oczach zmartwieniem, zaraz całując go lekko w usta, czoło, nos, policzki.
Shh — wyrzucił z siebie uspokajającym tonem, dopiero wtedy przyciągając go do siebie, by wpleść palce w jego włosy. Cały czas ocierał się o niego, wzmacniając własny zapach na jego ciele.
Mówiłem już. Jesteś mój. I zawsze do ciebie wrócę — odsunął się nieznacznie, by rzucić mu intensywne spojrzenie, przesuwając palcem po jego ustach. Przysunął się, rozchylając jego wargi swoimi, by zaraz przejechać swoim językiem po jego, wciągając go w dłuższy pocałunek. Nieustannie trzymał go rękami w pasie, zsuwając jedną z dłoni niżej, nie zamierzając go tak łatwo wypuścić. Przynajmniej dopóki nie zobaczy, że się uspokoił.
Shane Kassir
Shane Kassir

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 17 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Czw Wrz 08, 2022 9:22 pm
Nie zdawał sobie sprawy z tego, co planował dla niego Jonathan w takim przypadku. Jedynie popatrzył na niego raz jeszcze pytająco, próbując go jakkolwiek przejrzeć pod tym względem. Nie przyszłoby mu na myśl, że zmusiłby go do samobójstwa jedynie przez własne życzenie i zarazem zachciankę. Chociaż nawet dla niego ponownie zapaliła się ostrzegawcza lampka, gdzie sposób jego wypowiedzi dawał do myślenia. Chociaż przynajmniej nie zamierzał się wykłócać o Sken, uznając, że nie miał co wnikać w ich rytuały. Znaczy Woloxów. Nie rozumiał do końca nadal tej sprawy, ale docierało do niego, że daleko mu jeszcze było do zyskania konkretnego zaufania.
Szkoda.
Chociaż historie i odpowiedzi uspokajały go trochę. Na tyle, że nie czuł się ponownie pomijany i spychany na bok. Wcześniej nie byli w związku, więc nie przeszkadzało mu to aż tak, ale obecnie... Czuł się, jakby tylko on miał coś prezentować od siebie, a Jace skrywał się za kurtyną, do której on nigdy nie miał mieć dostępu. Stanowiło to zbyt duży dyskomfort psychiczny, który jedynie narastał wraz z każdym pytaniem kierowanym w stronę Woloxa.
- Widzisz? - powtórzył po nim, unosząc dłoń na moment. - Czy z tego powodu widzisz połączenie między nami? - opuścił rękę, zmieniając się później w słuchacza. Chociaż przewrócił oczami, przytakując - niechętnie - na odłożenie prezentacji. I tak nie miał możliwości wpłynięcia na jego zdanie, więc musiał zaakceptować obietnicę, która zostanie dotrzymana w nieznanej mu przyszłości.
W momencie wypuszczenia jego dłon przeniósł ją na jego kolano w geście uspokojenia. Coś podpowiadało mu, ze zdradzane informacje były związane zbyt ściśle z jego rasą, co powodowało dość niecodzienne zachowanie u chłopaka. Wahał się. Nad tym, czy powinien mu zdradzać informacje. Tylko... że od niego zależało, czy chciał bardziej przechylić się w stronę swojego chłopaka, czy rasy.
- Brzmi to jak naprawdę piękne miejsce - wyszeptał finalnie. - I dobrze. Pozostawię to w twojej woli, Jace - jednakże obietnica zapadła między nimi wraz z konkretnym wydarzeniem. Ślub. Który zasadniczo miał już nadejść za swój czas.
Wyjaśnienia jednak odnoscie tego, gdzie był, nie docierały do Kassira. Dlatego też rudowłosy w nagrodę otrzymał puste spojrzenie, chociaż sam chłopak nie reagował bardziej negatywnie niż teraz. Jakby samym zniknięciem zrobił mu niemałą krzywdę.
Znajomy zapach oraz jego bliskość wystarczyła finalnie, aby uspokoił się. Opuścił dłonie, przestając siebie samego ranić, po czym lekko drżącymi ramionami go objął, poddając się jego zabiegom będącymi wystarczająco kojącymi, by rozluźnił się pod wpływem jego ust. Miał przynajmniej teraz pewność, że był tu i teraz. Nawet nie spodziewał się do tej pory, że jego myśli były aż tak rozproszone i zagubione. Nie tylko od momentu wypraw, ale również i wycieczek po targu czy nawet sięgające wstecz... To wszystko kumulowało się w nim, gdzie podświadomość dopełniała swojego niecnego dzieła, dając mu finalnie niezrównany lęk i zszargane nerwy.
- Już dobrze. Po prostu nie znikaj bez słowa - poprosił, gdy jego usta zostały uwolnione od pocałunku. Był jego? Więc czemu go tak czasem traktował? Miał wrażenie, że gubił się w dziwnej sprzeczności, która powstała w jego umyśle. - Tylko tyle - za bardzo mu się jednak dało to we znaki. To gwałtowne znikanie, gdzie potem nigdzie nie umiał go znaleźć. Pozostawienie go na pustyni mogło wydawać się być kroplą, która przelała czakrę, ale tak samo i jego gwałtowne zachowanie względem wyborów Kassira również stanowiły przyprawę do tego stanu, który jednak normalnie nie ukazywałby.
- Sam przecież nie chcesz, bym to robił. Więc i ja nie chcę tego - dodał zaraz potem, zniżając swój ton głosu. - Nie cierpisz, jak wymuszam coś na tobie, ale nie chcę ustąpić w tej kwestii. I nie dam się zbyć.
Jonathan Everett
Jonathan Everett

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 17 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Czw Wrz 08, 2022 10:21 pm
https://www.youtube.com/watch?v=XIRC3egIk3Q
Zachichotał cicho w odpowiedzi na jego pytanie, zaciskając lekko palce na jego dłoni.
Nie. Przeznaczenie to uczucie. Nie łańcuch — podobna wizja najwyraźniej niesamowicie rozbawiła młodego Woloxa, który jeszcze przez chwilę trząsł się nieznacznie, kręcąc na boki głową. Ludzie bywali czasem naprawdę zabawni.
"Pozostawię to w twojej woli, Jace."
Uśmiechnął się w odpowiedzi, doceniając, że Kassir powstrzymał własną ciekawość, dając mu wolną rękę. Był to jeden z powodów, dla których utwierdzał się w przekonaniu, że rzeczywiście chciał mu to wszystko pokazać. Być może w formie, której nie do końca się spodziewał.
Czując, jak uspokaja się pod jego rękami, zamachał nieznacznie ogonem, odsuwając się w końcu nieznacznie w tył.
Przecież nie zniknąłem. Byłem na dachu. To nie pierwszy raz, Shane — powiedział nieznacznie zagubiony całą sytuacją. Jakby nie patrzeć, chodzenie na dach i wygrzewanie się w słońcu było jego stałym rytuałem, któremu poddawał się za każdym razem, gdy Kassir był czymś zajęty. Była to jedna z form zmniejszenia tęsknoty za pustynią, nawet jeśli temperatury Lynne nie mogły się równać z prażącym słońcem Shkretëtirë.
Jego kolejne słowa nijak mu zresztą nie pomagały. W połączeniu z tonem jego głosu sprawiły, że przymrużył nieznacznie powieki, kładąc po sobie uszy.
O co ci chodzi, Shane? — Jace nie cierpiał, gdy Kassir wychodził gdzieś bez niego, ale nigdy nie kontrolował jego ruchów pomiędzy pomieszczeniami. Być może miał ułatwienie w postaci czułego węchu, który pozwalał mu kontrolować jego obecność, ale zdawał sobie sprawę z tego, że gdy odchodził gdzieś dalej, zawsze mu o tym mówił.
Dach zdecydowanie nie podpadał pod dalsze miejsce.
Nie rozumiem co się z tobą dzieje. W którym aspekcie cię zbyłem? Rozmawialiśmy od tym już dziesiątki razy od momentu naszej wyprawy i cały czas powtarzam ci to samo. Chciałeś mnie lepiej poznać, więc odpowiadam na wszystkie twoje pytania. Jeśli nie jesteś gotowy na to, by coś zobaczyć, otwarcie ci o tym mówię. Nieustannie wmawiasz mi, że ci nie ufam. Gdybym ci nie ufał, nawet nie wspominałbym o istnieniu tych wszystkich rzeczy, Shane. A jednak wiesz o nich wszystkich, więc pozwól mi dawkować przekazywaną wiedzę, a jednocześnie nie oczekuj ode mnie, że wyłożę przed tobą wszystko o Woloxach tylko dlatego, że tego chcesz. Nie jestem podrąsznikiem czy... jakkolwiek nazywacie te swoje książki — wyburczał, nieznacznie zażenowany faktem, że musiał przerwać swoją wypowiedź, nie będąc pewnym konkretnego słowa — wszystkie te rzeczy, które dla ciebie są nowością, mi przychodzą naturalnie. Często nawet o nich nie myślę, zapominam, że nie czujesz tego co ja. Odpowiadam, gdy pytasz, więc przestań być zachłanny i obwiniać mnie o to, że nie napisałem ci od razu pięćdziesięciu zwojów na temat tego, kim jesteśmy. Sam przed chwilą to akceptowałeś, a teraz znowu jesteś na mnie zły.
Wiedział, że wiedza była jednym z najważniejszych elementów jego życia, ale to nie zmieniało faktu, że zdawał się kompletnie nie doceniać tego, co dla niego robi. Tuż po tym, gdy Jace otworzył się przed nim jak przed nikim innym dotychczas, co dodatkowo ubodło go mocniej, niż sądził.
Mówiłeś, że przestaniesz mnie traktować jak człowieka, bo nim nie jestem. I masz rację. Doskonale wiesz, że instynkt i emocje potrafią przysłonić mój rozsądek i nie jest to coś, co w pełni kontroluję. Zagoń perenę w kąt, a rzuci ci się do gardła, nawet jeśli będzie z tobą podróżować latami. Dlatego gdy zaczynasz mnie osaczać i doprowadzać do furii, wycofuję się, by nie zrobić ci krzywdy. I będę to robił dalej. Może wam pomaga rozmowa czy picie tych swoich dziwnych naparów, ale ja nie jestem wami. Poza tym zachowujesz się, jakbym zniknął bez słowa na miesiące. Powiedziałem ci, że idę zapolować na perenę. Nie podobało ci się to, masz prawo by się... nieposię... by nie podobało się. Ale nie wmawiaj mi, że znikam bez słowa, bo przestałem to robić miesiące temu — położył po sobie uszy, odwracając głowę w bok, patrząc w stronę okna. Nawet na chwilę nie wypuszczał go ze swojego uścisku.
Jeśli chcesz wiedzieć więcej, to pytaj. Jeśli chcesz, żebym pojawił się obok, to wołaj. Mam czuły słuch. Nie wyjdę bez słowa. No... wychodziłem czasem na targowisko. Więc przestanę. Mogę... pisać. Na kartce? Chociaż staram się wychodzić, jak śpisz. Potrzebujecie więcej snu niż my — wrócił do niego wzrokiem, zaraz opierając głowę na jego ramieniu, by wtulić się w niego, poruszając smętnie ogonem.
Jesteś zły, bo jesteś głodny? Rodzice zawsze mi mówili, by nie kłócić się bez jedzenia. Nie, żebym w ogóle chciał się z tobą kłócić. Mam dość kłótni — ostatnie słowa przypominały bardziej zmęczone skomlenie, gdy wcisnął się jeszcze mocniej głową w zagłębienie jego szyi, wdychając jego zapach i przyciskając go mocniej do siebie.
Shane Kassir
Shane Kassir

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 17 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Pią Wrz 09, 2022 1:00 am
Nie spodziewał się tego i zarazem też poczuł, że kompletnie nie rozumiał tego, co chodziło Woloxowi po głowie. Dlatego też cały czas milczał, dając mu się wypowiedzieć, zarazem też chłonąc to, co chciał mu przekazać, odczuwając przy tym nie tylko zaskoczenie, ale również i rozwianie pewnych wątpliwości, o które obawiał się zapytać go. Tylko, że nie umiał mu wejść w słowo, dlatego też dopiero później finalnie otworzył swoje usta i:
- Jace... Ja... Ja nie jestem zły na ciebie - wykrztusił w końcu. - Nie chciałem, byś mnie zbywał z tym... co właśnie ci powiedziałem. Po prostu... boję się zostać sam. Nawet ja panikuję. Zwłaszcza, że za bardzo przyzwyczaiłem się do twojej obecności przy mnie. I z tego wszystkiego czuję się, jakbyś naprawdę znikał na bardzo długi okres czasu. Nie umiem tego lepiej wyjaśnić - gdyby rozumiał samego siebie, nie popadałby w taki nastrój. - Długo podróżowałem sam, jak i spędzałem czas, ale teraz wydaje mi się być to zbyt nierealne do zniesienia. Dziwna sprawa - może rzeczywiście to kwestia miłości. W końcu kochał go i był tego pewny. Był nietypowy, ale obiecał sam sobie, że przestanie patrzeć na niego jak na człowieka. Nawet jeśli to było bardzo trudne, bo przede wszystkim wymagało zaakceptowania tego, co kłóciło się z ludzką moralnością.
- Ale chętnie zjem coś. Bez kłótni oczywiście. I chętnie posłucham czym są w ogóle kapłani. To służący? - zamrugał oczami. - Brzmią na takich.
Przytulił chłopaka do siebie, głaszcząc go po plecach.
- Przysięgam, serio. Nie jestem zły na ciebie. Owszem, często jestem sfrustrowany, że nie mogę czegoś poznać, ale nie znaczy, że z tego powodu odczuwam wobec ciebie coś negatywnego obecnie. Denerwuję się jak każdy człowiek, a ostatnie wyprawy też w niczym nie pomagały - w koncu niczego nie odnalazł. A to nie wpływało dobrze ani na humor, ani na samoocenę. - I wiem, że wyjawienie wszystkiego od razu jest trudne. Z wielu powodów - nawet jego samego to dotyczyło, a wcale nie dźwigał na barkach losów wymarłej rasy.
- I nawet nie wiesz jak się cieszę z tego, że mi chcesz opowiadać o tym - wymamrotał jeszcze. - Ale podoba mi się pomysł z kartką. Będę trochę spokojniejszy z tym. I zostańmy jeszcze chwilę tak - przynajmniej jego zapach w ten sposób jeszcze bardziej go koił. Ale nie spodziewał się, że to pójdzie w takim kierunku, gdzie jego myśli nie kręciły się wokół kłótni o cokolwiek obecnie.
- I zapominam, że często reagujesz jak bestie bardziej - wymruczał jeszcze, poklepując go po plecach. - Chociaż masz w tym swoje urocze strony, które uwielbiam.
Sponsored content

Mieszkanie Shane'a i Jace'a - Page 17 Empty Re: Mieszkanie Shane'a i Jace'a

Nie możesz odpowiadać w tematach